Dostałam prezent od Mikołaja. Doniesiono mi z Krakowa miasta, że pewna hurtownia twierdzi, iż skończyły się jej moje Blondie$. Wyszły, wyprzedały się! No, tak wspaniałego prezentu w życiu bym się nie spodziewała! :) Czy to może znaczyć, że jestem czytana????! Lubię tak, czemu nie!
Początkowo miałam zamiar pisywać w dzień: jeden dzień - tyle a tyle stron. Ale życie zweryfikowało zamiary, bowiem okazuje się, że kiedy nie ma niczego do roboty, człowiek musi się nalatać po domu i zagrodzie, że hej! Ubrać towarzystwo, nakarmić, pobiec z wywieszonym jęzorem do sklepu lub apteki, bo pogoda niedobra do wyprowadzania z domu Bratka, więc go zostawiam i potem się denerwuję. Ale to rzadko, przeważnie spędzamy czas razem, w ciepłym mieszkanku. Muszę znaleźć jeszcze czas na czytanie i na oglądanie telewizji. Jako osoba przeważnie siedząca w domu, łaknę wiedzy, jak rozbitek na bezludnej wyspie!
Lubię też pisać, bo lubię być troszkę zajęta, ale najlepiej umysłem, ponieważ wrodzone lenistwo nie każe mi zbytnio się przepracowywać.A ja posłuszna jestem. I pospać sobie lubię.... Jak najdłużej! Nieczęsto jednak to mi wychodzi, bo...
Bardzo dziwne przebudzenia miewam w moim Pucku.
Wspominałam kiedyś o codziennej psiej pobudce - do tego jestem już przyzwyczajona. To znaczy do świadomości, że następuje, ale do wstawania o świcie nie. Bo ja należę do sów. I to takich późnonocnych sów. A mój piesek Gutek i mój Bratek Roman przeciwnie. Skowroneczki dwa!
Mówiłam wam kiedyś, jak to wygląda: jeden pies mnie woła - idę, otwieram mu taraso-ogródek, wracam do łóżka, na to wstaje Bratek Roman; każę mu spać - on się kładzie i w tym momencie sunia Sabinka ściąga ze mnie kołdrę. Sabinka również należy do sów; chętnie się wysypia, bo nie miała tego we wcześniejszym życiu, ale skoro jest zabawa... Roman robi przeze mnie za "Wańkę-Wstańkę" - wstaje i kładzie się znowu,wstaje i się kładzie... ale hałas już go obudził, więc siada na łóżku. I natychmiast chciałby dostać kawy. Ja również bym chciała, o, tak! Dostać kawy!
Wtedy przybiega z tarasu Gutek i obydwa moje pieseczki zaczynają poranne wrzaski. Wrzaski są potwornie głośne, szarpania mocne. Ja na wpół śpiąc wołam do Romka, żeby jeszcze się położył, bo jest przecież ciemna noc (choć słońce daje jak wściekłe), ale on już domaga się ubierania i mycia. Odmawiam i wstaję, żeby psy uspokoić, sąsiadów przecież mamy, nie możemy tak głośno szczekać, nastawiam wodę na kawę i otwieram oczy.
Połknąłeś leki, pewnie poszedłbyś już do spanka?
Roman: noooo...
Idę do sypialni, przygotowuję mu łóżko, przynoszę nocny strój, podchodzę, wyciągam rękę po okulary. A tu święte oburzenie.
"No co! Już?!!!!!"
Ja: Przecież przed sekundą życzyłeś sobie iść do spanka. A co, jeszcze nie chcesz?
R: Nieeee.....
Ja: Ok, to usiądź jeszcze na chwilkę, pooglądaj film, jak chcesz.
I zabieram się do czegoś. Na przykład zaczynam oglądać ulubiony serial.
Ja: W takim razie pójdziesz spać w przerwie serialu, tak?
R Tak.
Najpierw kawa, otwarcie oczu na siłę, dojście do stanu ruchomości i myślenia i dopiero mogę służyć Państwu. Na czworakach i z zamkniętymi oczami stanowczo odmawiam! I tak jest prawie codziennie. Rano. Ale to wcale nie znaczy, że wysypiam się - dla odmiany - w nocy!
W nocy lubię popisać. W tym celu siadam przy komputerze, cisza, spokój, w TV moje ulubione medyczne programy lecą, bez dźwięku, bo mógłby mnie rozpraszać, bowiem niepodzielną uwagę mam. Całkowicie.
Trochę zmęczona układaniem Romka Bratka do spania,podkładam sobie pod bolące plecy poduszkę, odchylam się do tyłu, podnoszę ręce jak do gry na fortepianie... i czasem piszę, a czasami mam w tym pisaniu drobne przeszkody. Malutkie takie. Na razie dygresyjka...
To wcześniejsze kładzenie Romka do łóżka wygląda mniej więcej tak:
kiedy widzę, że oczy mu się zamykają i zaczyna "odpadać", mówię:
Roman: noooo...
Idę do sypialni, przygotowuję mu łóżko, przynoszę nocny strój, podchodzę, wyciągam rękę po okulary. A tu święte oburzenie.
"No co! Już?!!!!!"
Ja: Przecież przed sekundą życzyłeś sobie iść do spanka. A co, jeszcze nie chcesz?
R: Nieeee.....
Ja: Ok, to usiądź jeszcze na chwilkę, pooglądaj film, jak chcesz.
I zabieram się do czegoś. Na przykład zaczynam oglądać ulubiony serial.
Ja: W takim razie pójdziesz spać w przerwie serialu, tak?
R Tak.
Oglądam sobie, patrząc co chwilę na Dziecko, które zaczyna zwisać. Ale twardo czekam na przerwę reklamową, bo przecież nie chciał spać, a ja stracę wątek!
Jest przerwa. I znowu zdziwienie. I oświadczenie, że wcale nie idzie spać. Ok.
Właśnie kończy się przerwa, z zapartym tchem śledzę losy bohaterów... a tu wyciągają się do mnie rączki i Dziecko ze słodkim uśmiechem na buzi kiwa głową, że tak, chce do spanka, bo jest już tak padnięte, iż nawet mówić mu się nie chce...
Prowadzę go siusiu, do sypialni - staje do rozbierania w drzwiach, zawsze, może dlatego, że w drzwiach rozbierać mi go najniewygodniej i najciaśniej... Wciągam Bratka do pokoju, ubieram w nocny strój, a Romuś stawia bierny opór. Robi to niewątpliwie niechcący, bo jeszcze potrafiłby podnieść rączkę do wyjęcia rękawa lub coś tam innego w celu pomocniczym - no ale skoro go rozbierają, niech to robią sami :). Więc robią. Potem trzeba usadzić Bratka na łóżku i lekko pchnąć boczkiem w stronę poduszki. Kiedy się położy, dostaje jeszcze kropelki do oczu, buzi i śpi.
I tu mamy dwie szkoły.
1/. Albo śpi pięknie przez całą noc i nawet nie wstaje w nocy siusiu. Takie noce też bywają. Albo
2/. Budzi się po chwilce spania i wraca wyspany do "kuchniosalonu". Najczęściej zdarza się taka sytuacja kiedy zadzwoni telefon - albo kiedy któryś nieszczęsny, spóźniony sąsiad wraca po cichutku do domu... Nie wróci on na pewno po cichutku przy moich czujnych pieskach. Podnoszą taki rejwach, że nawet gdyby Romuś spał bardzo mocno, to obudzić się musi. I wszyscy znowu wstają. Łącznie z wszystkimi sąsiadami, jak sądzę...
Chciałabym popisać, ale kiedy znów położę całe towarzystwo, kładę również i siebie... do spanka...
Nawet zdarza mi się czasem usnąć, ale wtedy zaczynają się nocne żądze!
Gutek zwariował i ćwiczy mnie, jak tylko chce, szczególnie kiedy leżę - nie daj Boże śpię! - przychodzi, woła, coraz głośniej, potem trąca, i trąca, i woła, i trąca, aż wściekła wstaję, żeby go uspokoić - a on prowadzi mnie bądź do kuchni (gdzie są psie ciasteczka), bądź do lodówki (opierając się o nią jedyną przednią łapką) i życzy sobie przekąskę. I tak potrafi kilka razy!!!!! Moje protesty nie pomagają, oczywiście... Udawać, że nie słyszę się nie da, bo wtedy następuje eskalacja. Oczywiście nie daję nikomu (nawet psu!) nocami żadnych przekąsek, choćby dlatego, że to niezdrowe.Ale sama przy okazji coś dziabnę czasem... No nie moja wina!
Po Gutku wstaje Sabinka, wypuszczam ją siusiu, wraca, dostaje wodę, wtedy Gucio idzie siusiu, a Sabinka wraca do łóżka. Ja jeszcze nie wracam, bo czekam na Gutka, więc Sabinka mnie woła.Wtedy nagle zza futryny wyłania się główka Romeczka, który czajniczy od dłuższego czasu, bo musi sprawdzić, co jest. Nic nie jest, wracaj. Wraca, wraca pies, wracam ja, kładziemy się. Wtedy Romuś chce pić..... nieraz mamy taką zabawę do rana!
Rozumiecie więc, że chociaż nie mam w zasadzie nic do roboty, to czasami pisanie przychodzi mi z niemałym trudem. :) Fizycznym. Ale jak już dorwę spokojną noc, to lecę stronę po stronie! I możecie się domyślić, że wtedy także bywam niewyspana!
Dziś, po wykonaniu tych wszystkich porannych ćwiczeń, kiedy już nikogo nie udało mi się utrzymać w łóżku wmawiając, że jest środek nocy, przed wypiciem pierwszej kawy zerknęłam do ogródka, by sprawdzić pogodę. Mieszkamy w spokojnym miejscu, prawie na bagienku - dla nas wysuszono, dookoła zostało jeszcze. Pogoda owszem, piękna, tylko jakoś dużo ludzi kręciło się przed naszym domem.Przetarłam oczy, bo może jeszcze śnię sobie? Ja tak potrafię, na stojąco i chodząco. Czasami.
Kto zacz? I nagle te kilkadziesiąt osób latających dookoła, kucnęło. Jakby na rozkaz. Ukrywają się? Stoję tak sobie i myślę - zaznaczam, że jeszcze bez kawy. Uchodźcy z Ukrainy???? Nie, no zbyt daleko! Nad morzem teraz mieszkam! Z Obwodu Kaliningradzkiego????!!!! Bliziutko! Chyba zacznę się już bać...szybciutko telewizor! Kawa! Pewnie ludzie wykończeni, kawy też się napiją, ale jeść im nie dam, lodówka pusta...
Kucające wzdłuż bagienka i ściany rybnej hurtowni osoby wstały, też równocześnie, ale miny miały zupełnie zadowolone...! Co to dzisiaj??? Niedziela! Obudziłam się jeszcze bardziej i pomyślałam ... Pielgrzymka to musi być, gdzieś niedaleko stąd się odbywają...! Odetchnęłam...
Osoby, jak powiedziałam, nagle wstały; niektórzy panowie nie musieli, bo znajdowali się w pozycji stojącej, tuż pod świeżo odnowioną, bielutką tylną ścianą hurtowni rybnej - i nagle wszystkie te postacie zniknęły - widocznie za rogiem miały ukryty autokar, domyśliłam się. Na ich miejsce po chwili nadjechało kilka osobowych samochodów, również na popas. No, nie popas... Tym razem tylko kilku młodzieńców wysiadło i rozbiegło się po roślinności bagiennej.
Jakim cudem wszyscy ci ludzie nie zauważyli, że kucają i "popasają" (rozluźniają pasy) dokładnie pod oknami naszego ślicznego apartamentowca?
... widocznie zadziałała u podróżników rutyna: było bagienko - jest bagienko - były postoje - są postoje. Było pusto - stoi domek. I podejrzewam, że nikt z nich go nie zauważył...
W zasadzie powinnam być zadowolona; roślinność bagienna wyrośnie bujniejsza, tak porządnie "nawieziona", będę mogła sobie komponować jeszcze piękniejsze suche bukiety...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dla tych z Państwa, którzy mają problem z opublikowaniem komentarza, napisałam kilka wskazówek technicznych. Proszę zjechać niżej na stronę i przeczytać - UWAGI TECHNICZNE