Mam nowy telefon. Komórkowy - naturalnie - oraz dotykowy. W jednym. Co ja się z nim mam, tego pióro wieczne, długopis, flamaster ani komputer - nie opiszą. A! Jeszcze o maszynie piszącej nie wspomniałam. Ale ona też nie opisze.
Dzwoni sobie do kogo chce i ja muszę potem świecić oczami przed obcymi ludźmi, bo s...kunks jeden (ten telefon) uparł się wybierać te numery, które do mnie dzwoniły niegdyś jako obce. Nieprzypisane do konkretnej osoby. Osoba, która się zgłasza, mówi, że się zgłasza, a ja mówię, że przepraszam. Za tego .... o czym już nie wspominam, bo osoba mówi, że nie szkodzi i się wyłącza.
Dzwoni sobie do kogo chce i ja muszę potem świecić oczami przed obcymi ludźmi, bo s...kunks jeden (ten telefon) uparł się wybierać te numery, które do mnie dzwoniły niegdyś jako obce. Nieprzypisane do konkretnej osoby. Osoba, która się zgłasza, mówi, że się zgłasza, a ja mówię, że przepraszam. Za tego .... o czym już nie wspominam, bo osoba mówi, że nie szkodzi i się wyłącza.
Czasem ten głupek (telefon, znaczy) wydzwania też do moich znajomych. Dobrze, kiedy jestem akurat wolna - pogadamy co słychać, a wiesz, no nic nowego, stara bida, tylko zdrowie szwankuje. Nie ma to jak (i tu, w zależności od wieku rozmówcy, następuje wyliczanka: pięć lat temu, kiedyśmy... dziesięć lat temu, kiedy... trzydzieści lat temu...) i wspominki sobie lecą. Czasami nawet jest to sympatyczne, tylko się zastanawiam, po cholerę ten mój idiota (znaczy telefon) każe mi wspominać dawne dzieje. Przyszło - było - poszło - i tyle. Nie ma.
Ten, jak mu tam, no... gadżet piekielny jest na dodatek złośliwy. Przykład? Proszę bardzo!
Otóż zdarza mi się po wielu nieudanych próbach pyknąć ikonkę, o którą mi właśnie chodziło, i ona zadziała! Połączy mnie z abonentem, do którego akurat mam interes.
Rozmawiamy - rozmawiamy - wnioski wyciągamy - już, już o mały włos dojdziemy do konsensusu i sprawę załatwimy.... i nagle:
- Słucham? - odzywa się w moim uchu całkiem nowy głos. Milczę przez sekundę, bo przeważnie na tyle mnie zamurowuje. I przez tę sekundę mam czas, żeby zerknąć na ekranik i ujrzeć, że zostałam połączona z całkiem inną osobą, do której akurat żadnego interesu nie miałam. Przepraszam więc za tego...no... tumana (telefon), głos mówi, że nie szkodzi i rozłączamy się. To znaczy: tak powinno być, powinniśmy się rozłączyć. Ja i ten anonimowy, ewentualnie nieanonimowy, lecz w danej chwili niezbyt pożądany głos.
I fakt, rozłączamy się, ale pod jednym warunkiem: że tamten ktoś zrobi to pierwszy. Wtedy ja pykam w czerwone i jest ok. Mogę sobie od nowa szukać połączenia z osobnikiem poprzednim, o ile jeszcze będzie chciał ze mną gadać i załatwiam sprawę od nowa.
I fakt, rozłączamy się, ale pod jednym warunkiem: że tamten ktoś zrobi to pierwszy. Wtedy ja pykam w czerwone i jest ok. Mogę sobie od nowa szukać połączenia z osobnikiem poprzednim, o ile jeszcze będzie chciał ze mną gadać i załatwiam sprawę od nowa.
Natomiast ten mój kretyn uwielbia czekać! I czeka, aż rozmówca się wyłączy! Bo jak się nie wyłączy, to ja (znaczy: ten świrus - telefon) mogę sobie pukać w czerwone, dokąd mam cierpliwość. Sama się nie odłączę!
Kiedy moja cierpliwość się wreszcie kończy, wygaszam mu aktywność. (Temu szajbusowi). A on: po sygnale nagraj wiadomość.... no i czasem niechcący nagrywam, nawet o tym nie wiedząc... a co się nagrywa, to nie moja wina; ja tego świadomie nie czynię... I niekiedy zdarza się, że ktoś do mnie oddzwania....
Mój telefon (ten idiota) uważa również, że lepiej ode mnie potrafi zarządzać "swoją" książką telefoniczną. Miesza, pacan jeden. Redaktor Obsesję zapisał mi wczoraj pod: Ania Fryzjerka i Redaktor prawie się na mnie obraziła, kiedy ucieszyłam się, że Aneczka z Krakowa do mnie dzwoni, bo dawno nie rozmawiałyśmy! A to Maksia taką dostała ksywkę od mojego telefonu. Ba! Na dodatek zapisał ją (przygłup) jako domowy telefon Ani Fryzjerki. I nie pozwala mi tego zmienić, za nic!
Nie zdziwiłam się więc specjalnie, gdy wieczoru przedwczorajszego strzelił mi focha, ponieważ zażyczyłam sobie budzenie na ósmą rano dnia następnego. Potrzebne mi to było i już, nie jego sprawa, głupola. Potrzebuję jechać do Wejherowa i już.
A było to tak:
1/. Najpierw powiedział, że jest godzina szesnasta, choć była dwudziesta. Zanim go przekonałam, mało mnie szlag nie trafił.
2/.Budzenie owszem, mogłam nastawić, na cały tydzień od razu, ale na szóstą. Po diabła mi szósta rano do wstawania, kiedy potrzebuję ósmą i to jednorazowo???? Dobrze, w końcu zgodził się na ósmą, ale też codziennie. Tutaj nie ustąpił.
3/. Westchnęłam i zgodziłam się, pomyślawszy, że go przechytrzę jutro i po prostu wyłączę.:) Ha!
Stało się jutro - podobno, bo ja nic o tym nie wiedziałam. Śniłam sobie śliczną, łagodną muzykę, to po co mi było jutro? Spać należało!
Przez sen usłyszałam szczekanie mojej suni Sabinki. Skrzyczałam ją (przez sen) i przewróciłam się na drugi bok czyli na Gucia.
Znowu szczekanie. A ja znowu to samo.
Wreszcie szczekanie wściekłe i potwornie głośne wyrwało mnie ze snu. Sabinka z Bratkowego łóżka wołała do mnie, że coś gra! I że jej coś tu nie gra! A jak gra, to mam wstawać!
Wstałam, wyłączyłam z dziką satysfakcją "budzik" ze słodziutką melodyjką i pochwaliłam sunię. Gutek Trzyłapek nawet jednego oka nie otworzył, a Bratek Romuś zrobił Wańkę-wstańkę od razu, kiedy dotknęłam stopą podłogi. Wcześniej wyglądało, że śpi bardzo mocno...
Sabinka ciągle zaskakuje mnie czymś nowym, często zastanawiam się, skąd ona różne mądrości posiada....
Nigdy nie miała domu - lecz wie, co robi się w domu, a co poza.
Niewątpliwie swojego poprzedniego "Pana" nie budziła na dźwięk budzika, ponieważ jej pan był lumpem wiecznie pijanym i nie sypiał w pomieszczeniach, nie musiał też wstawać o konkretnej godzinie, jak sądzę. Jedyne pomieszczenia, które nawiedzał, to szpitale i izby wytrzeźwień (och, sorry, to się jakoś inaczej teraz nazywa, nie pamiętam), ale tam psa nie wpuszczano, tylko odwożono do schroniska dla zwierząt. Pan natomiast w schroniskach dla bezdomnych ludzi nie bywał, ze względu na ciągły stan upojenia... może i szczęściem... że ma tak mądrego psa?!
Ale o tym potem, teraz wołają mnie do spania wszystkie moje żywe budziki, choć na szczęście ten złośliwiec niedotykalski ( ten mój telefon ) chwilowo zamilkł... i mam nadzieję, że jutro o ósmej rano wszyscy będziemy spać martwym bykiem... I ten przygłup (telefon mój, wiecie) również...
Wasza Au. (Szczęście z telefonem tylko półdotykowym :)
Ale o tym potem, teraz wołają mnie do spania wszystkie moje żywe budziki, choć na szczęście ten złośliwiec niedotykalski ( ten mój telefon ) chwilowo zamilkł... i mam nadzieję, że jutro o ósmej rano wszyscy będziemy spać martwym bykiem... I ten przygłup (telefon mój, wiecie) również...
Wasza Au. (Szczęście z telefonem tylko półdotykowym :)
Alem się uchachała, czyścisz mi monitor, Ewa. W życiu nie odważę się na takie "cudo" :) Mam zwykły, a też jakiś głupi: wysyła mi smsy w połowie, albo łączy, jak Twój, nie z tym, z kim chcę rozmawiać, albo też całkiem niepotrzebnie, bo nie chciałam rozmawiać wcale :))
OdpowiedzUsuńŚmieszyły mnie też niebywale koleżanki, które dopiero się uczyły go obsługiwać: tak śmiesznie machały rękami w stronę nieba :))
ira.
A może źle je zrozumiałaś? Może to gimnastyka taka była? ;) Bo cóż niebo może pomóc na "bezdotykowość?
UsuńNo może :)) Ale one najpierw dotykały palcem telefonu, a potem fruuu łapką do góry :))
Usuńira.
O matko, dzisiaj ten post o telefonie, kretynie, mnie rozwalił po prostu. O, startuje Pani w konkursie? Jak fajnie. Wreszcie jakiś małonadęty blog w konkursie. Na pewno będę głosować. Pozdrawiam Jowita
OdpowiedzUsuńCo ja gadam, nie małonadęty, tylko nienadęty. Ups..
Usuńw pierwszej chwili myślałam, że "kretynie" to do mnie... na szczęście przeczytałam powtórnie, zanim się obruszyłam... :) :) :)
UsuńNo jasne, że zagłosuje! Rudbekia (z fejsbuka)
OdpowiedzUsuńCiekawie napisane. Zobaczymy jak się konkurs potoczy. Tez w nim biorę udział ale szanse małe mam bo blog świeży jest.
OdpowiedzUsuńSądzę, że wszystkie blogi mają jednakowe szanse - powodzenia! :)
OdpowiedzUsuń