Uwielbiam spokój. Uwielbiam pokój. Uwielbiam również spokój w pokoju. Uwielbiam, kiedy jest posprzątane i kiedy się nie kurzy. Natomiast sama nie potrafię zostawić pokoju w spokoju - i jak niegdyś nasza Mamusia - przesuwam, przestawiam i upiększam. Latem taras i ogródek, zimą pokoje, salon i kuchenny aneks. Tylko zapominam, że do niektórych "prac" muszę mieć kogoś do pomocy, ponieważ ciągle też zapominam, że nie jestem już nastolatką. Chociaż dotychczas wydaje mi się, że sklerozy jeszcze nie mam. Ach, co tam wydaje - nie mam i już! Nie zgadzam się. Wiotka i szczupła też już nie jestem, więc nawet z głupiego wejścia na krzesło robi się Kilimandżaro. I ta grawitacja ściągająca w dół... ileż już razy spadłam z krzesła, drabiny i tym podobnych wysokościowców. Ileż to znowu razy upadłam na chodniku! Ostatni raz miewałam tak poobijane kolana po wspinaniu się na drzewa. I po spadaniu z nich, jasne. I nie było to niedawno, zaznaczam.
Chodzę szybko, jak kiedyś, a masa rozpędzona nie lubi tak łatwo hamować. A jeżeli jeszcze mam jakąś torbę przeważnie przeważającą mnie w prawo lub lewo... Pamiętam z fizyki, jak to energia potencjalna przechodzi w kinetyczną... Teraz to wydaje się takie proste - gdyby w szkole zaczynali nas uczyć od podobnych przykładów, a nie od razu od wzorów, niewątpliwie mniej tumanów ścisłych by wyprodukowano... albo od tych pociągów, co to pamiętacie; jeden ze stacji A, drugi ze stacji B, i żeby było trudniej, to jeszcze z różną szybkością... a wystarczyłoby podstawić ciężką babę z siatami. Dobrze, o różnym ciężarze siat - dla utrudnienia. I tak byłoby łatwiejsze do pojęcia.
Nauczyłam się robić zakupy hurtem - najpierw idę do hipermarketu, wypełniam wózek po sufit i wzywam taksówkę. Reszta należy już do kierowcy. Widzicie, jak ja się wycwaniłam w tym Pucku. :)
![]() |
źródło: encrypted-tbn1.gstatic.com |
Panie taksówkarzu, może mi pan pomóc...? Źródło: demotywatory.pl |
Wspominałam nie tak dawno, że zmieniłam wystrój naszej sypialni. A kilka tygodni wcześniej wymieniłam kabinę prysznicową. Wiadomo, że nie sama, tylko zrobił to znany już wam Człowiek z Piłą, wtedy akurat bez piły, a z innymi narzędziami. Kabina musiała być wymieniona dla Bratka, żeby mógł do niej wejść. Ale taniej wyszło wymienić całą kabinę - wraz z plecami kabinowymi - ponieważ w innym wypadku należałoby ściany łazienki wyłożyć kaflami. Człowiek od Piły doradził, wykonał...
Wczoraj zaś przybył do nas pan elektryk. Udało mi się go wreszcie "dostać" po rocznym skarżeniu się (adm.), że od roku mam zimną podłogę w kuchnio-salonie. Pan elektryk przejął się sprawą ogromnie, zwyczajnie i po prostu mi uwierzył; pochodził na bosaka i wyczuł różnicę. Przyznał mi rację, że to sypialnia i łazienka ogrzewają mi całe mieszkanie. A nie powinny. Każde pomieszczenie powinno ogrzewać sobie przydzieloną część podłogi i nie zajmować się innymi. Tak nakazano w instrukcji.
Pan Elektryczny, jako człowiek i pracownik ambitny, zaparł się, że znajdzie powód zimnego grzania. Bowiem wszystkie termostaty mówiły, że to nie one, że one grzeją, jak nastawiono! Zostały więc pozamieniane, poprzestawiane i po kilku godzinach wylazło: kabelek w ścianie, prowadzony w tulejce, odłączył się od instalacji i schował się gdzieś. To znaczy: nie wylazł właśnie. Gdzie się schował, trzeba było zgadnąć i go wydobyć. W zasadzie całe walentynki pan elektryk spędził u nas, chociaż młodym facetem jest i na pewno wolałby towarzystwo swojej ukochanej żony i rodziny. Przyznał się, że woli, ale on ambicję ma i musi dojść! Tak powiedział, naprawdę...
Kiedy wszystko już było ponaprawiane, kabelek zlokalizowany, przyklejony, meble poodsuwane (te w sypialni i te w salonie, oczywiście)... kupki gruzu leżące po obu stronach papierzanej ściany - pytanie dla was : skąd tu gruz???? - pożegnaliśmy się i opadłam z westchnieniem na fotel po babci.
Mieszkanie wyglądało niczym po kataklizmie. Nieważne, że pan po sobie posprzątał - wszystko powinno stać tak, jak to obie z Moniką obmyśliłyśmy. Myślałyśmy długo i ciężko i tyle myślenia nie może się zmarnować!W życiu!
Niezawodna Monika, wezwana na pomoc przybyła niebawem i doprowadziła wszystko do stanu poprzedniego. Z wyjątkiem kabelka grzewczego w ścianie, naturalnie...
Kiedy cokolwiek się u mnie dzieje - Monika przybywa. Kiedy cokolwiek się dzieje - Człowiek z Piłą przybywa, z potrzebnymi narzędziami, niekoniecznie z piłą akurat. Na przykład kiedy wylała mi woda w łazience. Na posadzkę, pod którą umieszczono urządzenia grzejne. Ba! Nawet wczoraj się okazało, że sąsiad z góry także przybywa na pomoc, kiedy się cokolwiek dzieje!
Przedwczoraj na naszą posesję przybłąkał się duży pies - inny z sąsiadów razem ze mną zaopiekował się nim, aż do przybycia pomocy. Psiak był zaczipowany i jeszcze w tym samym dniu wrócił do domu.
Ha! Był to piątek - trzynastego! A potem sobota elektryczna walentynkowa....
Moje kataklizmy zostały szybciutko opanowane, zresztą: co to za kataklizmy...
Coś mi się przypomniało.Prawdziwy kataklizm. To znaczy nieprawdziwy, bo wymyślony w książce.
Moją ukochaną książką jest "RAJ" Patricka Dennisa. Po raz pierwszy przeczytałam ją w latach siedemdziesiątych bodajże, wypożyczoną z biblioteki. I kilka lat (!) zajęło mi zrobienie interesu z panią bibliotekarką, żeby ta książka stała się moja i tylko moja, abym mogła ją odczytywać, cytować i przytulać do siebie w chwilach zwątpienia w ludzi... Wreszcie zawarłyśmy układ: dostałam "RAJ" na zawsze, w zamian za chyba siedem Ludlumów.
Powiem wam tylko, że "RAJ" dzieje się w Acapulco, a dokładniej na maleńkim półwyspie wciskającym się w ocean - coś jak nasz Hel w miniaturze :). Przyszedł sztorm i najwęższa część półwyspu uległa przerwaniu, tworząc z półwyspu malutką wysepkę. A na wysepce zostali uwięzieni goście i właściciele całkiem nowiutkiego pensjonatu. Spod "kożuszka cywilizacji i dobrego wychowania" zaczęły się wyłaniać prawdziwe charaktery tych ludzi i ich skrajnie różne reakcje w obliczu kataklizmu. Z niektórych wylazło prawdziwe człowieczeństwo, a z niektórych nie. Nie wylazło. A z jeszcze innych wylazło coś całkowicie innego.
Przy tym książka napisana jest świetnym językiem, nic za dużo, nic za mało, z ironicznym poczuciem humoru, spoza którego leciutko wychyla się to przysłowiowe drugie dno. Po jej przeczytaniu zachciewa się żyć! Mimo niektórych postaw...
Nic dziwnego, że kocham tę książkę i chyba nie bez wzajemności... "RAJ" stał się dla mnie podpowiedzią, jak mam pisać... bo pisać zaczęłam dopiero jako babcia. Też po to, by podnosić na duchu podobnych do mnie... wymagających w danej chwili troszkę lekkiej rozrywki, ale i podniesienia nastroju.
Nie tak dawno, ze dwa lata temu okazało się, że doczekałam się polskich wydań innych książek mojego ukochanego Patricka. Wcześniej był tylko "RAJ" wydany prze KIK i cisza.
Bardzo szybko zrozumiałam, dlaczego. Dzięki internetowi dowiedziałam się czegoś więcej o autorze...
i przeczytałam jego inną książkę oraz następną, tę po "RAJ-u"...
Dziękuję, nie skorzystam z tej znajomości. Książki (wg mnie) fatalne, nieciekawe...język całkiem niepodobny do rajskiego...
Natomiast "RAJ" pozostaje nadal moim ukochanym "drogowskazem", choć jest to książka całkowicie rozrywkowa!!!! :) W takim razie i ja taka jestem, bo czemuż nie? Jestem sobie "rozrywkowa", bo lubię taka być. Lubię lubić ludzi. Dlaczego mam ich nie lubić, skoro mi pomagają? Kiedy o to poproszę, bo niby skąd sami mogą wiedzieć? Nie wszyscy i nie zawsze pomogą, jasne. Ale na kilkoro mogę zawsze liczyć i obym się nie zawiodła. Choć już kilka razy zawiodłam się straszliwie - właśnie na tych, po których się tego najmniej spodziewałam...
A co do zachowań ludzkich: obyśmy nigdy nie musieli nikogo i nigdy oglądać w sytuacjach ekstremalnych, w sytuacjach zagrożeń.
Kiedy opadnie kurtyna i pokażą się ich prawdziwe twarze. Tego nikomu nie życzę.
Wasza Auuu.. torka. (Baba z Siatami)
Czy dobrze zrozumiałem, że masz ogrzewanie podłogowe elektryczne? To chyba dość droga opcja?
OdpowiedzUsuńJanku drogi! To jest bardzo tania opcja! W Helu na Helu miałam kaloryfery z UE, specjalnie ekologiczne (naprzeciw okien dwa olbrzymie "silosy" gazowe stały) i płaciłam dużo więcej, niż za woły. Jak za słonie? Stado słoni i wołów... A tutaj - z drugą taryfą, 31m2 - niedrogo wychodzi, naprawdę!!!! :)
OdpowiedzUsuńJa mam w domu też podłogowe, ale wodne. Bardzo sobie chwalę. Niestety do ogrzania jest 254 m2.
OdpowiedzUsuńO ja cie! Co można robić na tylu metrach? Oświeć mnie... Dzień dobry! :)
OdpowiedzUsuńO ja cie! Co można robić na tylu metrach? Oświeć mnie... Dzień dobry! :)
OdpowiedzUsuńTo wbrew pozorom nie jest tak dużo, zważywszy, że 1/3 to piwnica. Z tym tylko, że zagospodarowana (i ogrzewana). A wszystko w szeregowcu o szerokości zaledwie 7 m. Więc letnie życie w ogródku jest właściwie wspólne z sąsiadami. To ma dobre strony (kontakty towarzyskie) i złe (nadmierna ilość wina przepuszczanego przez organizm).
OdpowiedzUsuńWiesz... no nie rozumiem, dlaczego mieszkasz w piwnicy, mając jeszcze 2/3 domu? A może schodów nie lubisz - tak jak my???? :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń