Dziś będzie o pogodzie, co nie znaczy, że już nie mam o czym pisać.
Pogoda bowiem jest obecnie najciekawszym tematem, gdyż jest zmienna i nieprzewidywalna oraz groźna. Kto wie, ten wie, że mieszkam jakieś dwieście metrów od Zatoki Puckiej, od której dzieli mnie tylko bagienko. Jeżeli chce się pójść do morza, trzeba bagienko nieco obejść - żeby się nie utopić - i skręcić w uliczkę wyglądającą jak polna. Ale ona jest miejska. Bagienko chyba też. O, tak to właśnie wygląda z "wieży dla samobójców", która stoi jako przeszkoda na środku ewentualnego (nie radzę!) przejścia na azymut:
Tyle nas właśnie dzieli od morza :) i widać początek stawu... |
A to staw - lekko w prawo (i fragment tej samej wieży) |
Te zdjęcia powyżej powinny być połączone panoramicznie :)
Nasz domek szeregowy widziany z tejże wieży (fot. Gracjan Marciniak) |
Nie muszę chyba dodawać, że na wieżę dla samobójców nikt nie wlazłby na trzeźwo.
Więc już macie wytłumaczone dokładnie nasze położenie geofizyczne. A kiedy pada, ta nasza "ziemia" lekko się ugina. Bo jesteśmy "posadowieni" najbliżej wody.
Przed naszym domkiem jest dojazd dla śmieciarek, z bramą na pych, a brama ta znajduje się zaraz przy moim maluteńkim ogródku. Ja mieszkam, niestety, tyłem do morza. I nie mam widoku...
Wyżej szeregu domków jednorodzinnych już jest prawdziwa, szeroka i asfaltowa ulica, prowadząca w świat daleki. To znaczy: w prawo na Hel przez Władysławowo, a w lewo do centrum Pucka. Niedaleko.
Ale kiedy wybieramy się do sklepu piechotą ( ja zazwyczaj, ponieważ nie jestem zmotoryzowana, niestety), udajemy się skrótem na prawo, bo owe sklepy się tam właśnie znajdują! Nikt rozumny nie będzie obchodził całego "osiedla", żeby potem pędzić w prawo...
I tak przez ten rok, a nawet więcej, już się przyzwyczaiłam. Aha, "uliczka dobrych uczynków" znajduje się wzdłuż domu, ale z przodu... Na nią mam widok, prosto z mieszkania! Jak kiedyś pisałam, nie jest ona prawdziwą uliczką, tylko skrótem, który zrobiły sobie ciężarówki... nie wiadomo po co, ich przecież nogi nie mają prawa boleć... A autka osobowe, zachęcone szeroką trasą, pakują się w to wieczne, rozjeżdżone błoto - fakt, nie zawsze widoczne na pierwszy rzut oka - i moi sąsiedzi muszą je wyciągać, odbębniając tym dobre uczynki, jakie należy w życiu robić. Osobówki zostawiają w rozmiękłej ziemi tylne części przeważnie.
A ostatnio leje i leje...
Wczoraj o świcie moje psy wstały, żebym im wytłumaczyła, co to tak potwornie wyje i przesuwa meble ogródkowe. Bały się nawet wyjść z domu! A potem zaczęło lać. Wcale nie tak straszliwie, tyle że huk się niósł od zatoki i drzewa szumiały mocno. I padało sobie do dzisiaj, lecz dziś wcale nie tak straszliwie. Chwilami nawet tylko kapuśniaczyło. A wiatr? Taki sobie wietrzyk był, tylko potwornie zimny.
No i co się z tego wszystkiego porobiło????!!!!Właśnie. Oto, co się porobiło:
Przyjrzyjcie się dobrze, kto zamieszkał (mam nadzieję, że chwilowo) pod moimi oknami! Taki mam właśnie od rana widok. Skądinąd sympatyczny. Mnie kacze małżeństwo w niczym nie przeszkadza; zastanawiam się tylko, czy kupować już kajak, czy też poczekać na wiosnę - może to wszystko wyschnie?
Albo może odwrotnie - cały nasz domek odpłynie? Chociaż podobno mocno został zakotwiczony. A jeżeli nadal będzie padać, to będziemy sobie karmić malutkie kaczuszki, które niewątpliwie się wyklują niedługo i w ogóle - będziemy mieszkać bliżej wody. Chciałam mieć widok na wodę, no to mam!
Ale: przed chwilą usiadła na mojej szybie mucha. I druga. I obie zostawiły ślady. Dla optymizmu należy więc powtarzać sobie przysłowie takie... "sr..i muchy, będzie wiosna!!!!"
Czego sobie i Wam życzę!
Wasza Au... (z Kaczej Wyspy)
U nas dzisiaj padał śnieg, fruwały duże płaty, a nawet osiadały na chwilkę - zabieliło się! Deszczu też nie brakuje, ale on tak z doskoku
OdpowiedzUsuńDla kaczek -wymarzone miejsce! Widoki piękne, kaczuchy poczciwe. Trzeba się w kaloszki zaopatrzyć na wiosenne spacerki. :-)
I jeszcze a propos wiosny - u na much ani widu ani słychu, ale za to był pająk, fuj !
OdpowiedzUsuńMimo to ..oby do wiosny... tej realnej, ciepłej, kwiatowej...
Och, pająki były dwa: wielki i drugi mniejszy - siedziały sobie pod zwiniętą "sztuczną trawą ogrodową", którą rozwinęłam zbyt wcześnie... bardzo się napracowałam, żeby je wynieść poza mój teren... A co do kaloszków - toż mój Bratek wychodzi z domu tylko na wózku! To po co mu kaloszki???? :) Poczekamy sobie do wiosny! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń