Hel jest dla młodych ludzi. A dla młodych DUCHEM lepszy jest Puck. Po prostu.
Dlaczego tak polubiłam Puck? Sama nie wiem. I nawet nie wiem czy z wzajemnością...Trafiłam tu całkowitym, choć wirtualnym, przypadkiem.
Chcąc za wszelką cenę wydostać się z Helu na stały ląd, przeszukiwałam internet. I znalazłam coś. Takie mini, na miarę moich możliwości, nadwerężonych mocno przez Hel. I to w niejednym sensie.
Zarezerwowałam telefonicznie, bo najpierw przecież trzeba było sprzedać mieszkanie w Helu na Helu. I obejrzeć w międzyczasie, co chcę kupić. Tym razem już nie w ciemno. O, nie.
Gdyby nie ta konieczność - w życiu nie wysiadłabym z autobusu z własnej woli, mając przed oczami cmentarz. I drugi, i trzeci! Ale wysiadłam. Ponieważ tylko w Pucku były na sprzedaż mieszkania nad samym morzem, takie z ogródkami na parterze. I na stałym lądzie! Hel nie chciał się sprzedać, za nic na świecie! Okazało się, że podaż jest ogromna! Nieco obniżyłam cenę i czekałam. Nic.
Po jakimś czasie telefon: moje mieszkanko sprzedane! Ale to w Pucku!
Zaczęliśmy z Bratkiem Romanem przygotowywać się do zimy na Półwyspie.
I znowu po kilku tygodniach telefon: puckie mieszkanko wróciło do puli! O, tego już nie mogłam przepuścić! Obniżyłam cenę nieprzyzwoicie i wrzuciłam ogłoszenie wszędzie. Poszło! W ciągu czterdziestu ośmiu godzin!
Następnego dnia zaprzyjaźniona Ewa Helena z Helu zawiozła mnie i Bratka samochodem, żeby mieszkanko zaklepać. Stojąc w środku Romuś cichutko zapytał "a czy ja mogę już tu zostać????". Jasne, że po tych słowach transakcja została zawarta.
Po tygodniu byliśmy już przeprowadzeni do wykończonego mini-mieszkanka. Z mini-ogródkiem, blisko mini-plaży. W mini-mieście, które dopiero należało poznać.
Miasta nie znałam, nikogo nie znałam. Jest tak małe, że prawie go nie widać. Wiedziałam jedynie, że centrum składa się z trzech słonecznych, wesołych cmentarzy okolonych kwiaciarniami, a dopiero drugi krąg stanowią domy. Zostawiłam Bratka i psy i udałam się na rekonesans. Poczta, kilka uliczek i przecudowny, odnowiony ryneczek. I poza tym cała potrzebna infrastruktura, wszystko w odległości żartobliwej dla przybyszów z Krakowa (Helu do wędrówki nie wliczając). W Helu nie ma księgarni, a tutaj jest! Chociaż moich książek akurat nie posiada w ofercie... :). Mówiłam, że kochamy się z Puckiem bez wzajemności...No.
Żeby dojść do wspomnianego przecudnego ryneczku, należy minąć zakłady pogrzebowe. Dwa. Akurat mam po drodze. Podobno wszystkie. Ostatnio nie wytrzymałam i spytałam Pana, wysiadującego na schodku z papierosem, czy to na mnie tak codziennie czatuje... Odpowiedział, że na razie nie. Fajnie, ucieszyłam się.
Z drugiej strony rynku są bloki, takie prawdziwe, miejskie. Ode mnie ich na szczęście nie widać. A pewna już mi znajoma pani twierdzi, że codziennie rano, kiedy otwiera okno, "widuje się" z nieżyjącą mamą...
Bo mieszkańcy bloków i eleganckich willi mają widok na jeden z cmentarzy. I nic się nie dzieje. Widok, jak widok. Zielono, kwieciście, kolorowo... Przez to, że jest tak blisko, cmentarze są o wiele częściej odwiedzane niż w innych miastach, więc jest tam ciągle ruch.
Do jednego z nich akurat coś się dobudowuje. Jakby mu dokładano ze dwie aleje?
Podeszłam, poprzyglądałam się...takie jakieś te "piwniczki" fantazyjnie pozakręcane, kątów prostych nie widać... Dowiedziałam się: zamiast alejek będzie tu skatepark! Głośny i wesoły! Cóż, że z jednej strony odgrodzony siatką. Odgrodzony przecież. Już nawet działa i dzieciaki świetnie się bawią.
Do plaży, która w Pucku jest, o czym w lecie nie wiedziałam, bo schowano ją za "molem" - nawet bardzo ładna; posiada piasek oraz rosną na niej palmy - prawie jak w stolicy, tylko mniejsze - również należy dojść mijając po jednej stronie cmentarz. Dotychczas myślałam, że cmentarze powstają w miejscach spokojnych i dyskretnych, od razu okolone wysokimi, grubymi murami. A tu, w Pucku - nic podobnego! Niska siatka, a obok toczy się zwyczajne, życie. I nie wiadomo, gdzie kończy się park, a zaczyna cmentarz... i odwrotnie... I nikt nikomu nie przeszkadza... Wszyscy mieszkają w całkowitej zgodzie.
A nas to wszystko jakby nie dotyczy! Mieszkamy sobie bliziutko - ale na uboczu. W mini apartamencie mini apartamentowca. I skoro wszystko jest tu "mini", to moje i Bratka wymagania również stały się mini. Wysiadujemy w ogródeczku, ja piszę przy mini-biurku, telewizja nadaje, psy szczekają... a karawany jeżdżą... trochę dalej, na szczęście nie obok nas...
Dlaczego więc w dalszym ciągu marzę o mini domeczku nad morzem? Prawdziwym, już nie nad zatoką...:)
Przecież w Pucku mam takie perełeczki:
Ewa, wierz mi, że to nie tak, że Hel jest dla młodych! Hel jest specyficzny. To skrawek Ziemi wciśnięty w morze, który Helanie chcą zachować tylko dla siebie. inicjatywą, kochających ten skrawek Ziemi wciśnięty w morze. Może i trochę ich rozumiem, bo to piękne miejsce, ale sposób w jaki to robi ich większość (broń boże nie mówię o wszystkich) jest chamski, prostacki i poniżej jakiegokolwiek poziomu. Nawet dzieci nie edukuje się z perspektywą "na świat". Najlepiej zamknijmy się tutaj i będzie fajnie. A turyści?? Niech przyjadą na dwa miesiące, zostawią dużo pieniędzy i spier***lają, żeby przez 10 miesięcy Helanie mogli sobie w spokoju żyć w swych zaściankowych umysłach. I tak to niestety wygląda. A sam Hel, który tak piętnujesz Ewo, jest cudownym miejscem :)
OdpowiedzUsuńTak. Hel jest piękny. Dlatego najpierw tam zamieszkaliśmy i chcieliśmy zostać na zawsze. Ale to nie jest miejsce dla niezmotoryzowanych i dla niepełnosprawnych. Że o nieżyczliwych sąsiadach nie wspomnę. Chociaż wspomnę o jednej - pięknej, dorodnej kobiecie, której wybitnie przeszkadzaliśmy.Nie dość, że krzykliwa (czego nie cierpię), to jeszcze uwielbiała hamować rowerem tuż przy nas, jeżeli akurat staliśmy na chodniku. A jeździła bardzo szybko, niewątpliwie będąc sprawniejszą od nas... i o wiele młodszą. I jeszcze coś: całe szczęście, że moje psy nie nauczyły się jeszcze wszystkich polskich słów, bo były tak wyzywane, że ja sama się trzęsłam! Zawsze zbierałam po nich kupy i zawsze znalazł się ktoś, kto mnie ciężko opierniczał za... kupy. Cudze oczywiście, bo "swoje" trzymałam w ręku, w woreczku, co było jasno widoczne. Nawet w nocy :). Fakt, poznałam też ludzi wyjątkowych, wywiozłam z Helu dwie wielkie przyjaźnie - ale to wyjątek. Pozdrawiam Ewę Helenę i Irisha!
UsuńA więc po co miałam tam zostać? Skoro wyraźnie mnie tam nie chciano...
A ja nie byłam przyzwyczajona dotąd do wyzwisk i krzyków. I to niesprawiedliwych. Ewa Helena i Irish znają więcej szczegółów. Gdybym stamtąd nie uciekła, to pewnie bym zwariowała, a Bratek nie wychodziłby wcale z domu. I nawet złapałam się kiedyś na myśli, czy kupy po dzikach, leżące zawsze rano pod oknami, też ja powinnam zbierać... ;) Wasza A. :)
No i jeszcze sprawa helskich kotów, o której nieopatrznie wyraziłam swoje zdanie na forum... ale to już inna bajka!
Usuń
Śliczne miejsce, śliczna plaża - plażyczka taka nawet :). Nie znam Pucka, ale zaciekawiłaś mnie. A Hel jest dziwny. Wcale nie jest ładny - ludzie się nie popisali- ale samo położenie jest fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńładne te Wasze miejsce na ziemi, bardzo ładne :) co do cmentarzy, byłam ostatnio w Katowicach i tez się dziwiłam, że w środku miasta, nie za murem, tylko niską siatką ogrodzony
OdpowiedzUsuń