niedziela, 25 stycznia 2015

O ukradzionym przecinku, doborze lektur szkolnych, bibliotekach i dlaczego napisałam książkę.

Najpierw będzie o czytaniu. Ponieważ żeby pisać - wypada nauczyć się czytać.  A jeszcze wcześniej - mówić. 
Mnie uczono mówić na elementarzu Falskiego. Nie podobał mi się, jak... licho. Okropnie denerwowały mnie używane w nim imiona dzieci. Nieznane mi zupełnie, dziwne jakieś, wsiowe takie.
W wieku lat około czterech nauczyłam się czytać i wreszcie można było zostawiać mnie samą, żebym nie zawracała nikomu głowy. Nie zawracałam, z jednym wyjątkiem. Przeczytałam sobie w samotności cały elementarz: raz, drugi, trzeci... I afera! Poleciałam do Mamusi.

- Mamusiu, co się stało z jajkiem Celi????!!!!
- A co się miało stać?
- Przecież stłukła jajko i wylała!
- Tak, oczywiście, stłukła i wylała... - odpowiedziała Mamusia, zajęta czymś ważnym, na pewno ważniejszym od Celi i jej jajka, tym bardziej, że była właśnie w zaawansowanej ciąży. Nie Cela, jasne.
- I gdzie to jest?!
- Co gdzie jest, jajko?
- Nie jajko!!!- wyłam, tupiąc nogami. - Cela je jajko! O! widzisz?! Tu napisane!!! - ryczałam.
- Je, w rzeczy samej, a co? - Mamusia wzięła elementarz do ręki, chociaż znała go również na pamięć.
- To co się stało z dalszym ciągiem?! Je jajko! Cela! Cela je jajko! A gdzie reszta?!
- Boże mój, jaka reszta? Skorupki?! - Mamusia lekko już się wystraszyła.
- Tu, dalej, zawsze było napisane: stłukła jajko i wylała! Gdzie to jest?!
Tym razem Mamusia przeszukała cały elementarz i również nie znalazła poszukiwanego zdania. Co jest?! Ewunia zawsze czytała "Cela je jajko. Stłukła jajko i wylała". A każdy, któremu to czytała, przytakiwał, po czym odwracano stronę.
No i wydało się. Nikt nie śledził tego, co czytam i wykorzystywano ten czas na swoje prywatne przemyślenia, dopóki nie usnę. Wieczorem to zostało potwierdzone: wszyscy moi dorośli również byli pewni, iż ten tekścik  w podręczniku się znajduje. Widocznie miałam siłę perswazji, bo wylane jajko było tylko na obrazku....

Następnie, skoro już umiałam naprawdę czytać, należało dostarczać mi lektury, niemalże w trybie ciągu geometrycznego. Poszły wszystkie Brzechwy, Tuwimy - na pamięć - a baśnie, klechdy i inne horrory poszły, ale w kąt.

Jako pierwszoklasistka chadzałam już sama do szkoły oraz do miejskiej biblioteki w Sanoku, co zdjęło z rodziny obowiązek dostarczania dziecku papierzanego pożywienia. W szkolnej bibliotece były tylko lektury obowiązkowe, a "Obowiązek" to nie było moje drugie imię.
Pamiętam wchodzenie pomiędzy wysokie regały, pełne książek obłożonych  papierem pakowym, wszystkie jednakowo. Wtedy zaczynały się czary, te prawdziwe, nie z durnowatych bajek. Wybierałam sobie tyle książek, ile zdołałam dopakować do tornistra i jeszcze ze dwie unieść w rękach. Panie bibliotekarki znały mnie już dobrze i wiedziały, że od dawna  czytuję książki prawdziwe, a "Dzieci z Bullerbyn" zaliczyłam dawno temu, jako pierwszą z prawdziwych książek.

Pech chciał, że pewnego popołudnia zamiast moich Pań w bibliotece siedziała jakaś zastępczyni. I kiedy zaniosłam jej na biurko moją "kupę", opierniczyła mnie z góry na dół i po bokach, zabrała książki i przyniosła mi jakąś taką tekturową, odpowiednią do wieku, jak rzekła. A ja z płaczem połknęłam te głupkowate czterowierszyki dla dwulatków jeszcze na schodach, więc wróciłam do niej - po wymianę. Wygoniła mnie i wtedy się nauczyłam, że nikt nigdy nie uwierzy w żadne moje umiejętności, jeżeli dobitnie ich nie udowodnię. 
Wlazłam do biblioteki jeszcze raz i baaardzo głośno przeczytałam instrukcję BHP czy coś w tym stylu, wiszącą na ścianie. Pani się lekko wściekła i tym bardziej nie chciała dać mi nowych książek, tłumacząc, że drugi raz w tym samym dniu nie wolno! Ciekawe, gdzież to miała napisane!

W szkole kazano nam czytać jakieś dziwne opowiadania, obrazujące nieszczęścia nijak nieprzystające do tych, które ówczesne dzieci obserwowały wokół siebie, ale nic to. Pani zawsze opowiedziała, co też autor zechciał przez to powiedzieć, więc przechodziło się z klasy do klasy odpowiadając zgodnie z pouczeniami.
Problem stał się w siódmej klasie. Byłam wtedy jeszcze grzeczną dziewczynką, dopiero w czerwcu pierwszy raz w życiu powiedziałam "dupa". Przeczytałam kawał "Pana Tadeusza" skrzętnie omijając opisy przyrody, bo co mnie to obchodziło; Zosia w bieliźnie czy bez jeszcze mniej, a zjazdy i zajazdy wraz z polowaniami były mi - jak i całej klasie - całkowicie obce.

Tymczasem pani polonistka zaczęła nas wypytywać dosyć dokładnie o nie-wiadomo-co związanego z Tadeuszem i Telimeną. Mrówki ją oblazły, to jej (...) pomógł się otrzepać i o co chodzi?! I tej naszej pani też o co chodzi i dlaczego ma taki głupi uśmieszek na twarzy i czerwone policzki, jakby jej coś się stało??? Nikt z klasy nie odgadł tego aż do pewnej dorosłości. Więc może ktoś coś zawalił? Może czternastolatki to jeszcze nie była publiczność dla takich niuansów trzynastozgłoskowca? Nawiasem mówiąc, jedno z moich dzieci (nie mogę powiedzieć, które, bo mam zakaz pisania o nich) przeczytało zachwycone "Pana Tadeusza" kilkakrotnie! Właśnie w siódmej klasie....Natomiast baśni i innych takich bały się i nie czytały. Kwestia gustu?

A przecież moim dzieciom - tak jak wcześniej braciszkom - czytałam do podusi Brzechwę, Tuwima...
Dzięki temu kilkadziesiąt lat później - znając to wszystko niechcący na pamięć, spokojnie doszłam do pytania za sześćdziesiąt cztery tysiące w przedostatniej edycji "Milionerów", bo takie miałam te pytania. Jak się nazywał Król Borowik Prawdziwy na przykład.Wiedziałam. A na tym ostatnim pytaniu,  o malarzach, wyłożyłam się niestety, i wróciłam do domu jedynie z trzydziestoma dwoma tysiącami (minus podatek).  W domu okazało się, że odpowiedź na to pytanie znał ze szkoły(!) mój wnuczek czwartoklasista...

O tym, że w klasie maturalnej nie mogłam przeczytać "Chłopów" z powodów emocjonalnych, tak bardzo przejmując się okrucieństwem ludności wiejskiej i szlochając nad losem Jagny, tylko wspomnę. W rezultacie przeczytała Noblowskie Dzieło moja Mamusia i napisała zadanie domowe. Dostała tróję.
Jak więc widzicie, z literaturą, którą POWINNAM była przeczytać, miałam lekkie trudności. Ale w końcu doczytałam - choć kiedy indziej, ze wspomnianym wyjątkiem.

Postanowiłam wtedy, że kiedy dorosnę, będę czytać tylko to, co sobie sama wybiorę. A kiedy już przeczytam wszystko, to sobie sama napiszę.
Troszkę jednak nie tak to wyszło - nie przeczytałam, niestety, wszystkiego z przyczyn braku finansów na zakup nowości, a biblioteki z tych samych przyczyn się rozplaskały o podłogę. Jedyne nowości miały od czytelników. Mało.
Więc zaczęłam pisać i napisałam. Jedną książkę, a potem drugą. I za nic na świecie ich ponownie nie przeczytam!!!! Piszę trzecią, więc czytam ją podczas. U licha, marzenia się spełniają, tylko dopisują sobie własne didaskalia...
Mam blog. Wymyśliłam tytuł, żeby dopisywać i opisywać swoje obserwacje i przemyślenia. Nic z polityki.
 No i otwieram telewizor... a tu w "dwójce" leci program pod moim tytułem... o wydarzeniach (politycznych) ostatniego dnia czy też tygodnia...
O nie, ja nie ustąpię! To ja piszę po przecinku, a nie przed! Oj, przecież sami o tym wiecie...

Wasza Auuu....

P.S. Wyguglując wiadomości o sobie zauważyłam gdzieś zdanie "nowa domorosła pisarka". Mignęło mi i uciekło.Bez jaj Celi, kochani. To, do jasnego licha (kompromis, doceńcie), jaka ma być "nowa" pisarka? Studiorosła? Ulicorosła? Czy też może szkołorosła albo nie wiem już jak rosła. Może dorosła?  Na miejscu osoby, która to wymyśliła i napisała, puknęłabym się w głowę. Poza tym nie jestem nowa, tylko "podstarzała". No.
I tak Was kocham.


 but drzeworosły ze ślimakiem butorosłym


                                                 ogródeczek przeddomorosły




9 komentarzy:

  1. Ewa, moja pani bibliotekarka (nauczycielka) w drugiej klasie podstawówki dała mi do przeczytania "Martę" Orzeszkowej. Uznała, że mogę to przeczytać, bo też czytałam namiętnie i dużo [to mi zostało :)]. "Chłopów" uwielbiam, czytałam kilka razy, a serial znam na pamięć. Natomiast jedną z ulubionych książek z dzieciństwa jest "Drewniany różaniec" N. Rolleczek. A Twoją?

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem, tenże sam "Drewniany różaniec". A wcześniej cała seria książek Edith Nesbit - od "Pięcioro dzieci i Coś" po "Pociągi jadą do taty". Moja pani bibliotekarka uporczywie mówiła, że to książki "pana Nesbita"... Pogadałabym więcej, gdybym wiedziała, z kim...;) Zaraz, jak to było....a! "To ja tu zadaję pytania!"! Kryminały wszystkie łyknęłam przecież.... nie powiem, że jako dziecko - w "Chłopów" dziecięcych też nie uwierzę, ale później, tak...te kryminały.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Chłopów" przeczytałam w wieku na tyle stosownym, coby czytać z wypiekami na twarzy, co Antek robił z Jagną :)) . Miałam chyba 15 lat.
    Kiedyś też łykałam kryminały, teraz cierpliwości brak: czytam początek i koniec :) Ale raczej wcale.
    ira. Przedtem też się podpisałam, a nie ma :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzisz, Ira, musiałaś czegoś tam nie doklikać :) Kryminały wszystkie już zostały napisane, więc dobrze robisz :) Cieszę się, że to Ty piszesz...
    A ten Antek to co z Jagną robił? Ona męża miała przecież, więc nie mógł nic niestosownego, jak sądzę...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, nie, chędożył tylko :P
    Robił to, zanim miała męża, a i potem też :) On miał żonę, ale jakoś im to nie przeszkadzało :)
    ira.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ałtorko, coś Ty tak a"politycznie poprawna" się zrobiła? Myśmy chodziły do tej samej szkolnej biblioteki. I ja tam wyczytywałam wszystkie moje ukochane "dzikie zachody", które przecież w kanonie lektur nie były. Czytać zaczęłam od ustawowego wieku -pewnie mama miała więcej czasu i nie musiałam sama. No, ale jak zaczęłam, to zostało mi do dziś. Bywało, że czytało się pod kołdrą do latarki. W pewnym momencie młodego wieku mama zastała mnie na podłodze z dekameronem. Zabrała. I do dziś nie przeczytałam. Także samo jak narodowego wieszcza i Chłopów. Jakby juz nic nie było do czytania to będę czytać etykietki na skarpetkach, a Chłopy mi na półce sczezną i nie tknę... Może dlatego, że Fijewski był takim dobrym aktorem? Iwona.

    OdpowiedzUsuń
  7. Iwo moja droga! Przecież mówię, że do szkolnej nie chadzałam! Proszę, czytaj ze zrozumieniem. Co do czytania dziwnych lektur: w Norwegii, gdzie TV działała tylko do 22.00 przeczytałam calutką książkę telefoniczną - jej szczęście, że miała dużo reklam. Dekamerona przeczytałam, bo Mamusia mi kazała. Bez zachwytów, pamiętam tylko o słowiku. Wiesz, ja wolałam bardziej "namacalnie", a z tego, co piszesz wynika, że dobrze się kryłam...
    Aha, przypomniałam sobie: w Sanoku naprawdę byłam grzeczna, dopiero w Krakowie dorosłam... ;)
    A Fijewski bardzo dobrym aktorem był - najlepszym w "Panu Anatolu".

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyśmienicie napisane!
    A z tym czytaniem i biblioteką, to podobnie jak w "Matyldzie" R. Dahla.
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń

Dla tych z Państwa, którzy mają problem z opublikowaniem komentarza, napisałam kilka wskazówek technicznych. Proszę zjechać niżej na stronę i przeczytać - UWAGI TECHNICZNE

!!! UWAGA TECHNICZNA !!!

Dobry wieczór. Ponieważ doszły mnie słuchy o kłopotach z komentowaniem na blogu, pozwolą Państwo, że pomogę i napiszę jak okiełznać lwa :)
Opcja I
Jeśli mają Państwo konto pocztowe na gmailu, to proszę napisać komentarz w okienku komentarzy i:
- jeśli w okienku poniżej jest napisane KONTO GOOGLE, proszę skopiować ten komentarz, kliknąć w opublikuj. Komentarz Państwa zniknie, ale za to pojawi się w okienku zamiast KONTO GOOGLE, Państwa nick. Teraz proszę wkleić skopiowany komentarz i opublikować. (proszę się mnie nie pytać, dlaczego tak jest, bo sama nie wiem. Ale ad rem)
- jeśli w okienku poniżej jest już Państwa nick, to można bez stresu napisać komentarz i od razu publikować
Opcja II
Ci z Państwa, którzy nie posiadają ani bloga na blogspocie, ani konta gmail, chcąc opublikować komentarz powinni:
- rozwinąć pasek w okienku po prawej, w tym, w którym jest napisane KONTO GOOGLE, znaleźć ANONIMOWY i kliknąć, żeby w okienku się na anonimowy przełączyło.. Następnie trzeba napisać komentarz, kliknąć opublikuj. Pojawi się nowe okienko. Należy w nim znaleźć kwadracik - nie jestem automatem, czy jakoś tak, kliknąć, potem przepisać wygenerowany kod i po prawej kliknąć w zweryfikuj. Jeśli wszystko jest ok i system nic nie powie, kliknąć na końcu opublikuj. Uwaga, jeśli komentujecie Państwo z anonimowego konta, należy pamiętać, żeby napisać, kim się jest, bo w komentarzach wyskoczy "anonimowy".
Pozdrawiam Redaktor Obsesja