Skoro mam zakaz dalszego pisania o kaczkach - a szkoda, ponieważ już całkiem oswojone czekają pod furtką na jedzenie... a kałuże mieszkalne im się zmniejszają od słońca...
Dobrze, będę sobie oglądać nasz drób w milczeniu. Dopiszę tylko dla tych, którzy mieliby zamiar się czepnąć o to, że zginą marnie bez wody. Zatoka jest dwieście metrów stąd, a nawet bliże, a po obu stronach naszego domu są kanały pławne. No.
Zauważyliśmy właśnie, że wiosna przybiegła nagle, z dnia na dzień. Szczególnie było to widoczne podczas sąsiedzkiej wycieczki do Gdańska, wymuszonej zresztą wizytą u lekarza. I było pięknie, słonecznie, cieplutko i głośno. A obok była księgarnia.
Niniejszym oświadczam, że Gdańsk jest najpiękniejszym miastem świata. Po Krakowie, naturalnie! Mówię tu o starym centrum, bo reszty nie widziałam. Ale to, co migało po drodze, wyglądało dokładnie tak samo, jak obrzeża innych dużych miast, niestety... No i jeszcze nie wiem, jak wygląda morze w Gdańsku. Może jeszcze kiedyś zobaczę. I tym właśnie Gdańsk góruje nad Krakowem. Do Wisły wejść nie można, a do morza podobno tak!
Natomiast tutaj, w Pucku, mamy wszystko w miniaturce. Miasto z ryneczkiem starożytnym (uwielbiam!), kilka uliczek i bardzo blisko zatokę! Zatoka to przecież też morze, tylko miniaturowe, prawda? I nasze maleńkie mieszkanko z najmniejszym na świecie ogródeczkiem...
Wczorajszy dzień (10 kwietnia) był niesamowicie smutny i znerwicowany. Należało więc troszkę od tego odskoczyć. Korzystając z obecności Karoliny i nieobecności Gracjana, uciekliśmy z sąsiadem Radziem na tzw. Manhattan (mamy, a co!?), w celu obejrzenia, co też już sprzedają do sadzenia. Może mają coś taniego, co mogłoby nasze ogródki uwiośnić, rozjaśnić i oddepresyjnić.
Myślę, że każdy się domyśli, co przywieźliśmy w pakownym bagażniku...
Sąsiad usprawiedliwiał swoje zakupy estetyką otoczenia do utrzymania, a ja nawet nie miałam specjalnych wyrzutów (nie na twarzy, lecz na sumieniu), gdyż moja pijarka Maksia przyznała się ogólnie na FB, że z każdej wyprawy samochodowej z mężem przywozi krzaki i inne sadzonki... a ona ma wielki ogród!
Ja mam właściwie taras, okolony półmetrowym paseczkiem ziemi - w tym plaża z piaskiem ukradzionym znad morza i płot. Jeżeli my (czyli ja z Bratkiem i psami) nie możemy wybrać się na plażę, niech plaża przyjdzie do nas, prawda? Tyle że nagle spod piachu jakieś zielone mi wylazło. Podobno cebulaste. Bo za mój ogródek najlepiej robi płot. Nikomu nie przeszkadza, co ma się piąć, to się pnie, co ma wisieć...
No i donice przeróżne, ponieważ wtedy coś tam-coś tam jest w stanie się utrzymać... Przy moich pieskach, oczywiście...
A kaczki w jednej z ostałych się kałuż moczą kupry... no dobra, ciii...
Wasza Au...
Podobają mi się te kwiaty w "misce" na płocie. Podobne do jeżówek. A jeżówki muszę w tym roku kupić, choćby nie wiem co.
OdpowiedzUsuńPS Po ca ja ci komentarz wysyłam zamiast zadzwonić, to sama nie wiem...
proste: nie chce Ci się gadać... ;) A mnie wicher zrzucił w nocy wiadro z trawami i powiesiłam na drabinie przepiękny abażur, ale sąsiedzi kazali zdjąć, ze brzydki, niestety...
OdpowiedzUsuńAha! Kacze kałuże już maleńkie, maleńkie... ale przyszły stworzenia, najadły się :)
A dlaczego sąsiedzi rządzą Twoją drabiną i Twoim abażurem? Przecież to u Ciebie stoi i wisi!
OdpowiedzUsuńira.
... bo i ja nimi rządzę! :) Tak sobie nawzajem pomagamy :) ;)
OdpowiedzUsuń