piątek, 24 października 2014

O pierwszym dreszczyku emocji, tremie i weselach...

"Rud€” to powieść nietuzinkowa, trudna do zaklasyfikowania. Z całą pewnością nie jest to romans, kryminał, thriller, ani tym bardziej zwyczajna obyczajówka [...] Niewątpliwie jest to piękna książka, a do tego daleka od banału. To coś dla wrażliwych czytelników oraz tych, co lubią odrobinę egzotyki w tle"
* Fragment recenzji http://zaczytajsie.pl/2014/09/27/ewa-gogolewska-domagala-rude-2/

 Piękne słowa, prawda? Miód na serce spływa, kiedy czytam takie rzeczy O SOBIE! No, nie o sobie, o mojej drugiej powieści.  O mały włos i dostałabym cukrzycy duchowej, lecz na Ziemię Matkę sprowadziła mnie błyskawiczne inna recenzja. Nie mogę jej tutaj niestety przytoczyć, bo gdzieś mi się zapodziała.... :)

Pierwszą książkę, "Blondie$", wydałam już cztery lata temu, dzięki Papierowemu Motylowi i mojej córce. Powiem Wam, że kiedy czekałam na pierwszy egzemplarz, taki ciepły jeszcze, prosto z drukarni, miałam tremę nie mniejszą niż taką, jaka dopadała mnie przed każdym wyjściem na scenę...
Choćbym śpiewała tysiąc lat i tysiąc razy, zawsze następowałby ten moment, kiedy serce chciało mi gardłem wyskoczyć, a nogi rwały się do ucieczki. Kilka razy byłoby może lepiej, gdybym rzeczywiście uciekła...
Kiedy już byłam nie artystką, a rzemieślnikiem (czką?) i zdarzało mi się ogrywać wesela - niejednokrotnie z muzykami ujrzanymi po raz pierwszy w życiu, trema odchodziła sobie dopiero po pierwszej zaśpiewanej przeze mnie zwrotce. Wtedy już było wiadomo: pójdzie, czy nie pójdzie. Przeważnie szło. A czasami nie szło, z przyczyn całkowicie niezależnych od muzyki.

 Po kilku latach zaczęłam się zastanawiać, kiedy klienci zapytają, czy wokalistka jeszcze nie ma całkowitej demencji starczej i czy w związku z tym da radę. Dawałam radę, czemu nie, dopóki byłam zdrowa. Po dłuższej przerwie już niestety, nie dawałam rady. Nie ze śpiewaniem, to miałam we krwi! Ale troszkę męczyło mnie stanie po kilkanaście godzin na wysokich szpilkach. W dodatku często-gęsto byłam jedyną trzeźwą osobą na sali.
Nie żebym należała do całkowitych abstynentów, skądże, ale nastąpił taki czas, że już się nie dało strzelić "jednego na humor", szczególnie podczas zażywania różnych leków. A piwka na weselach nie przewidywano. Szkoda. Szampana przeważnie też sami goście wypijali... :(

 Najchętniej podczas takich wesel  stałabym na bosaka i już. Nie wypadało jednak, wiecie.
Najgorsze w tej trzeźwości nie było samo śpiewanie, lecz obserwowanie sali. No nie lubiłam imprez "weselnych" i już.
 Pewnie mi nie uwierzycie, ale prawie  każde wesele odbywało się według jednego, niepisanego scenariusza. Jakiego - sami się domyślcie, ja prywatnie nie miałam nigdy okazji uczestniczyć w tego typu uroczystości - tak się jakoś złożyło. I nieważne, że trzeba było śpiewać piosenki i pieśni, które czasami mi się nie podobały, bo jak lubi się śpiewać, to wszystko przejdzie. A właśnie, że nie wszystko!
Jest taka jedna pieśń weselna pod tytułem "skrzypeczki" której słowa nie przejdą mi przez struny głosowe. Ja, stara baba, co to chyba wszystko już widziała, o wszystkim słyszała i przeklinająca jak przysłowiowy szewc, czerwieniłam się cała i odmawiałam... Kto zna tę piosenkę, wie, że nie o skrzypeczkach ona opowiada, o nie... ;)

Och, ale dygresja mi wylazła, całkiem jak przysłowiowej babuni, co to jak o zakupach zacznie, na wspominaniu absztyfikantów skończy! Albo i nie skończy, tylko będzie wspominać i się rozmarzać...

No i o czym ja tutaj chciałam...
Spoglądam na szafę, ale niczego nie zdążyłam zapisać.Muszę sobie sama przypomnieć.
No i cóż takiego, oczywiście, że pamiętam, o ciepłych książkach zaczęłam przecież! A właściwie o tej pierwszej, jedynej, o moim pierwszym razie i o tremie...

Książka przyjechała, obejrzałam ją, czule obwąchałam i przytuliłam do swojej piersi. (Ach, znów ta pojedyncza liczba!). Napisałam sama sobie dedykację, że to właśnie jest ten najważniejszy tom i że życzę sobie, aby powieść została dobrze przyjęta... chociaż nie jest romansem...
Bo ja bardzo chciałabym napisać romans! Osobiście nawet bym go potem przeczytała, czemu nie!
Ale ja nie potrafię. Jak każdy - lubię czytać opowieści o tym, jak ludzie się kochają i potem żyją długo i szczęśliwie...a pisać tak nie umiem, nie mogę, nie potrafię!
Ja lubię pisać śmiesznie, a gdybym spróbowała opisać cokolwiek z własnych tego typu przeżyć, dopiero zrobiłaby się literatura...horror, thriller albo dramat obyczajowy, ha! :) Uwierzcie, na pewno nikt z Was nie miałby ochoty tego czytać - ku rozrywce i pokrzepieniu! :).
Jedyne, co może wyszłoby zabawnie, to niewątpliwie opisy tak zwanych "momentów", ponieważ musiałabym je wymyślać, jako że dawno zapomniałam, co to takiego jest :)
No, usprawiedliwienie przyjęte? Więc teraz już się mogę przyznać, że moje "Blondie$" też zostały dobrze przyjęte. Coś tam o miłości jednak napisałam... i happy end jest... A więc może jednak napisałam romans????!!!!

 Książka z numerem jeden stała przez cztery lata na półce, w trzech kolejnych moich mieszkaniach, aż pewni moi puccy sąsiedzi wyrazili chęć jej przeczytania. Miałam tylko ten jeden, jedyny ukochany egzemplarz i po długim biciu się z myślami oraz odebraniu zapewnień gorących, że sąsiedzi będą dbać o nią, jak o własne życie, pożyczyłam. Musiała się im niebywale spodobać, bo coś długo jej nie oddawali, a potem okazało się, że została zaczytana na śmierć! Ponieważ pierwszy przeczytał ją... szczeniaczek...
 Oto, co dostałam z powrotem:





Wiecie co? Jestem w trakcie pisania następnej powieści, zatytułowanej "Sycylijka i Mafia Chrzanowska". Chętnie dowiedziałabym się od Was, co lubicie czytać w celach rozrywkowo-wypoczynkowych. Jaki rodzaj literatury?
Ja najbardziej lubię książki obyczajowe, z życia, ale czasem chętnie sięgam po zwyczajny, sprawdzony romansik... Jeżeli Wy też, to obiecuję, że w "Sycylijce..." również znajdzie się troszkę "o miłości"... :)

Wasza autorka E




6 komentarzy:

  1. szlag by mnie trafił na miejscu na widok zniszczonej książki, chyba bym się do nich więcej nie odezwała!! brak odpowiedzialności za swoje deklaracje dyskredytuje ich w moich oczach! książka to może dla niektórych rzecz nabyta, ale jak się taką książkę pożycza to trzeba jej pilnować jak oka w głowie!! wrrr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no cóż... inna pani też oblała kawą (podobno) i oddaje "zaraz jutro o świcie" - już tak ze dwa miesiące... Na szczęście nie był to Ten Pierwszy Egzemplarz...
      "Dobry zwyczaj..."

      Usuń
  2. kupiłam obie, już mam na półce ale zostawiam sobie je na drogę, do czytania w pociągu, droga szybciej minie :) więc dopiero za miesiąc z malutkim okładem będę mogła o lekturze porozmawiać! a wspomniałam o tym i o Tobie u siebie, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?

    OdpowiedzUsuń
  3. https://www.facebook.com/thanks?pnref=story

    OdpowiedzUsuń

Dla tych z Państwa, którzy mają problem z opublikowaniem komentarza, napisałam kilka wskazówek technicznych. Proszę zjechać niżej na stronę i przeczytać - UWAGI TECHNICZNE

!!! UWAGA TECHNICZNA !!!

Dobry wieczór. Ponieważ doszły mnie słuchy o kłopotach z komentowaniem na blogu, pozwolą Państwo, że pomogę i napiszę jak okiełznać lwa :)
Opcja I
Jeśli mają Państwo konto pocztowe na gmailu, to proszę napisać komentarz w okienku komentarzy i:
- jeśli w okienku poniżej jest napisane KONTO GOOGLE, proszę skopiować ten komentarz, kliknąć w opublikuj. Komentarz Państwa zniknie, ale za to pojawi się w okienku zamiast KONTO GOOGLE, Państwa nick. Teraz proszę wkleić skopiowany komentarz i opublikować. (proszę się mnie nie pytać, dlaczego tak jest, bo sama nie wiem. Ale ad rem)
- jeśli w okienku poniżej jest już Państwa nick, to można bez stresu napisać komentarz i od razu publikować
Opcja II
Ci z Państwa, którzy nie posiadają ani bloga na blogspocie, ani konta gmail, chcąc opublikować komentarz powinni:
- rozwinąć pasek w okienku po prawej, w tym, w którym jest napisane KONTO GOOGLE, znaleźć ANONIMOWY i kliknąć, żeby w okienku się na anonimowy przełączyło.. Następnie trzeba napisać komentarz, kliknąć opublikuj. Pojawi się nowe okienko. Należy w nim znaleźć kwadracik - nie jestem automatem, czy jakoś tak, kliknąć, potem przepisać wygenerowany kod i po prawej kliknąć w zweryfikuj. Jeśli wszystko jest ok i system nic nie powie, kliknąć na końcu opublikuj. Uwaga, jeśli komentujecie Państwo z anonimowego konta, należy pamiętać, żeby napisać, kim się jest, bo w komentarzach wyskoczy "anonimowy".
Pozdrawiam Redaktor Obsesja