poniedziałek, 18 maja 2015

O zawalonych schodach...

Niedawno w Krakowie, w wysiedlonej i przeznaczonej do remontu kamienicy, zawaliły się schody. Nie wiadomo, dlaczego i kto zezwolił na otwarcie tam aż trzech dyskotek. Sprawa przycichła po jakimś czasie.

A oto moja, całkiem wymyślona wersja tego wydarzenia... :) 
W sąsiedniej kamieniczce umieściłam malutką kawiarenkę, na wzór Fafika (kto pamięta?).



 Bandzior o ksywce Fabio stanął przed szklanymi drzwiami małej kawiarenki przy ulicy Wielopole. Przeczytał  dokładnie wywieszkę, od której do której, w niedziele również i z obrzydzeniem wytarł sobie kurtkę na ramieniu jednorazową chusteczką. Pieprzone ptaki sraki – pomyślał. Chętnie wystrzelałby je wszystkie, te wrzeszczące gawrony na Plantach. Ale po pierwsze:  tak pojedynczo to mógłby sobie strzelać i strzelać, trafiłby kilka, a reszta by uciekła. Po drugie: jego misja miała być dyskretna i tajna, więc strzelaniem z broni automatycznej typu  vz. 61skorpion - po gałęziach, niewątpliwie zapewniłby przechodniom niezłą atrakcję. A ptaki-sraki i tak na pewno niedługo wróciłyby na drzewa. Podobno na szczęście  - prychnął. Jemu szczęścia własnego wystarczy. Zapamiętał sobie, żeby więcej tamtędy nie chodzić. Woli przelecieć całe planty dookoła, niż dać się znowu… Westchnął chrapliwie, ponieważ był mocno napakowanym, niskim facetem i rozbudowane ramiona nie chciały mu się ułożyć równo po bokach klaty. Takie noszenie ich  pod kątem trochę go męczyło. W dodatku broń uwierała go w krzyże, bo wzorem swoich filmowych idoli wepchnął ją sobie z tyłu, za pasek spodni. Paska jako takiego nie posiadał, miał na sobie dżinsy, które za cholerę nie chciały tej broni utrzymać w jednym miejscu. Wiecznie się przesuwała w dół. Dobrze, że ubrał ciasne elastyczne bokserki, zapobiegające obsunięciu się giwery. Pistolecik był niewielki - choć strzelający seriami - więc powinien grzecznie sobie za tym hipotetycznym paskiem siedzieć. Fabio bardzo go lubił, a nawet kochał jak najcudniejszą zabawkę i dlatego nosił przy sobie – trzeba czy nie trzeba. Teraz w zasadzie nie było to konieczne, ponieważ dostał zlecenie wywiadowcze. Dostał je od dawnego kumpla z siłowni, gdzie przez lata obok siebie ćwiczyli mięśnie. Pracował dla niego już koło pięciu lat! Gość robił w porwaniach i wymuszaniu okupów, o czym wiedziało niewielu, ale wielu się domyślało. Fabio sam się do niego te pięć lat temu zgłosił, ponieważ życzył sobie zarabiać jak najwięcej kasy w jak najkrótszym czasie i uważał, że fach ma w ręku. Zleceniodawca miał kontakty, podobnież był niezweryfikowanym milicjantem a może nawet pracownikiem dawnej Służby Bezpieczeństwa. Fabio w to nie wnikał, ważne było, że za dobrą pracę dostawał dobrą płacę. Referencje miał bardzo dobre, te z poprawczaka. Oprócz tego parę niewykrytych przestępstw, którymi się przyszłemu pracodawcy pochwalił. Dotychczas „współpracowali” przy kilkunastu sprawach, a całkiem ostatnio porwali córkę pewnego niebiednego przedsiębiorcy, zainkasowali okup i dziewczyna w miarę cała i zdrowa wróciła do domu. Trochę tylko przestraszona, bo przez tydzień siedziała w lesie, w starym bunkrze, nieco tylko przystosowanym do mieszkania. Znaczy do zamykania. Nawet nikt nie musiał jej pilnować, bo i tak nie miała szans na ucieczkę. Na swoje i córki szczęście tatuś policji nie zawiadomił, tylko grzecznie przyniósł kasę w zębach. Gdyby zawiadomił, pierwszy oczywiście dowiedziałby się o tym Szef. O tym, że jego Szef miał na sumieniu dużo gorsze grzechy, Fabio nie życzył sobie wiedzieć.  Marzył o wielkiej sławie najlepszego killera w okolicy, a z drugiej strony nie wolno mu było się zdekonspirować . Szef, najważniejszy gość na świecie, jego idol, jego guru niemalże! 
Fabio nie rozstawał się prawie ze swoim najdroższym skorpionem i czasami go używał. No, do straszenia. Ale gdyby… Jako absolwent poprawczaka znał życie od najgorszej strony i taka rzecz jak sumienie niespecjalnie istniała w jego ubogim słowniku. A poprawczak zaliczył za udział w zbiorowym gwałcie. Oj tam, zaraz zbiorowym. Trzech ich raptem było, on najmłodszy. Nic w zasadzie takiego lasce nie zrobili, sama się wyrwała z rykiem i zakrwawiona, prawie goła wyskoczyła na szosę. Na szczęście nic akurat nie jechało, więc  Fabio pierwszy ją dogonił i w rozpędzie pchnął w plecy. Poleciała na twarz i już tak została. Od tego czasu Fabio wiedział, jak łatwo jest zabić człowieka i jak łatwo się z tego wywinąć. Pozostałą edukację odebrał ze szczegółami w zamkniętym ośrodku dla młodzieży do lat dwudziestu jeden.
Przeczytawszy dokładnie tabliczkę na drzwiach, wszedł do lokalu i znalazł się w ciemnym, niedużym pomieszczeniu. W pierwszym momencie niczego nie zauważył, po wejściu z jasnej ulicy, gdzie kwietniowe słońce dawało mocno po oczach - udając, że idzie wiosna. Wydawało mu się, że widzi tylko ciemność. Postał w miejscu i powoli jego wzrok wyławiał z wnętrza nieruchome obrazki: nieduży bar ze śmiesznym ekspresem, drewniane, oszklone maleńkie półki z alkoholem, kilka malutkich stolików i krzesełek trójkątnych – chyba dla przedszkolaków – pomyślał. W dodatku krzesła  siedziska miały uplecione ze sznurka…
Zauważył faceta za barem, który zapytał z uśmiechem
- Kawusia dla pana?
- Kawusia, może być – odparł.
- Coś jeszcze? – Drążył barman.
Co się tak czepił! Jak nie zamówię, to jeszcze mnie zapamięta, niby że skąpy jestem! Rozejrzał się – kilka osób obecnych przy stolikach coś tam jadło i popijało. Pomyślał i przypomniał sobie.
- Martini poproszę. No, z kostką lodu i … i… plasterkiem cytryny – powiedział na luzie.
- Oczywiście, już się robi! – odpowiedział chudy barman i wskazał mu wolny stoliczek. Fabio spróbował usiąść na sznurkowym stołku, zmieściło mu się pół pośladka, więc udał, że siedzi wygodnie i przybrał zblazowaną minę, choć najpierw musiał syknąć, bo giwera ugryzła go w drugi półdupek. Przyrzekł sobie, że na drugi raz bez kabury się nie ruszy! Będzie udawał, że jest taki gruby i już. Dostał kawusię w maleńkiej filiżance, dostał coś w wysokim kieliszku z parasolką i już chciał zareklamować, że żadnej parasolki nie zamawiał. Lecz przypomniał sobie w porę, że ma się nie rzucać w oczy.
Siedział tak połową człowieka, siorbiąc Martini, w czym uporczywie przeszkadzała mu parasolka, pakując się do oka za każdym razem, kiedy unosił kielich. Wreszcie wyjął ją i wrzucił pod stolik, kiedy nikt nie widział. Kawę wypił jednym łykiem, nie będzie się pierniczył z naparstkiem.
W tak niewygodnej pozycji zaczął rozmyślać.
Zleceniodawca kazał mu dokładnie zbadać sytuację. Kto i gdzie sypia w domu, jakie są wejścia i wyjścia, którędy można uciekać w razie czego i jeśli ktoś mu przeszkodzi, ma zlikwidować. Tylko dyskretnie. Ale najlepiej nie teraz, akcja musi być dobrze przygotowana, Pojedzie kilka osób, najlepiej w nocy, a on, Fabio, ma zrobić rekonesans. Co zrobić? - Nie zrozumiał. – Sprawdzić wszystko! Kto kiedy wychodzi, którędy i po co, obadać cały dom i w ogóle. Kasa będzie dopiero po udanej akcji. Może nawet premia, jak zasłuży.
Napakowany Fabio siedział i zastanawiał się, co zrobić. Popytać barmana nie może, bo to się wyda podejrzane. Znowu westchnął chrapliwie ściągając na siebie spojrzenia wszystkich bez wyjątku gości, więc podniósł się i udał do toalety. Znowu dla karłów! – Pomyślał. Ale pisuar mu się spodobał, nigdy jeszcze takiego nie widział. Odwrócił się i od razu przestraszył, bo pisuar jakby ożył, zahuczał i sam spuścił wodę! Zieloną! O, ja cię! Podszedł jeszcze raz, z pisuaru zapachniało fiołkami, ale woda nie poleciała, mimo że nawet zajrzał do środka. Chciał ponownie nasikać, ale przypomniał sobie, że nie po to został tutaj przysłany, zresztą akurat mu się nie chce. Odwrócił się, zrobił krok ku wyjściu i woda znowu poleciała. Pokręcił głową z podziwem, rozejrzał się i wyszedł.
Wyszedł również z lokalu, po zapłaceniu należności, naturalnie. Wczesnowiosenne słońce znowu go oślepiło, ale wcale nie grzało. Nadal było zimno, zwały czarnego śniegu nie dawały miejsca chodnikowi. Okręcił się swoją obszerną kurtką i oko mu padło na sąsiednią kamienicę, kolorowo zachęcającą do wejścia. Automaty, dyskoteki i inne atrakcje. Pomyślał, że to może być ważne dla sprawy. W końcu zleceniodawca kazał mu sprawdzić wszystko. Wszystko!
Przy automatach Fabio spędził kilka godzin, donosząc sobie tylko piwo. Nawet nie zauważył, że zaczęła się już dyskoteka. Dopiero huk głośnika prosto w ucho uświadomił mu, co się dzieje. Był już lekko pijany, przegrał prawie wszystkie pieniądze, broń uwierała go w tylną miednicę, poszedł więc potańczyć. Zmęczony okropnie przysiadł na cudzym krześle i przespał się chwilkę. Kiedy się obudził, przypomniał sobie, po co tam jest! Miał przygotować akcję, miał zarobić! Wstał ociężale kierując się w stronę wyjścia. Lecz jakoś tego wyjścia znaleźć nie umiał. Ciemno było, okna zasłonięte, tylko te cholerne kolorowe migacze! Zauważył drzwi - jedynie dzięki temu, ze właśnie weszła nimi liczna grupka gości. Poszedł tam i znalazł się na schodach. A właściwie na ostatnim podeście, skąd do góry już schodów nie było. Wydedukował więc, że powinien udać się w dół. Schody lekko zachwiały się pod jego ciężarem, ale nie zwrócił na to uwagi i twardo pchał się na dół. Parł jak czołg i nie zauważył, że za nim cichutko skrada się jakiś wysoki mężczyzna…
Fabio  zauważył, że z tym schodzeniem troszkę przesadził, kiedy znalazł się w piwnicy. Poznał to po niepomalowanych cegłach i śmietnisku pod nogami, bo z niezasłoniętego malutkiego okienka sączyło się z zewnątrz jakieś światło. Całkiem nie o to mu chodziło, żeby zwiedzać piwnice, więc odwrócił się i o mało się nie zderzył z wysokim gościem. Wypity alkohol i zmęczenie spowolniły nieco jego spostrzegawczość i myślenie i początkowo się przestraszył. Wrzasnął wobec tego
- Co jest, gościu!?
- Nic nic, propozycję tylko mam… jeżeli masz pieniążki…
Facet był młody, chudy i nawet w panującym półmroku Fabio zobaczył w jego oczach narkotyczny głód. Znał to, znał bardzo dobrze.
- Spadaj, bracie, nie daję kasy żebrakom! – wkurzył się.
- A… ale… ja nie żebrzę… przysługę ci chciałem… - nie dokończył, bo wściekły Fabio wygrzebał właśnie spod paska, a ściślej z  obcisłych, elastycznych bokserek swój pistolet i wycelował w niego.
Człowiek chciał uciekać, odwrócił się, ale Fabio, który w poprawczaku znienawidził homoseksualistów nie wytrzymał i jedną ręką, nie celując, puścił za nim serię. Facet padł na ziemię, maksymalnie wściekły Fabio walnął jeszcze seryjkę po piwnicznym suficie i w tym momencie stało się…





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dla tych z Państwa, którzy mają problem z opublikowaniem komentarza, napisałam kilka wskazówek technicznych. Proszę zjechać niżej na stronę i przeczytać - UWAGI TECHNICZNE

!!! UWAGA TECHNICZNA !!!

Dobry wieczór. Ponieważ doszły mnie słuchy o kłopotach z komentowaniem na blogu, pozwolą Państwo, że pomogę i napiszę jak okiełznać lwa :)
Opcja I
Jeśli mają Państwo konto pocztowe na gmailu, to proszę napisać komentarz w okienku komentarzy i:
- jeśli w okienku poniżej jest napisane KONTO GOOGLE, proszę skopiować ten komentarz, kliknąć w opublikuj. Komentarz Państwa zniknie, ale za to pojawi się w okienku zamiast KONTO GOOGLE, Państwa nick. Teraz proszę wkleić skopiowany komentarz i opublikować. (proszę się mnie nie pytać, dlaczego tak jest, bo sama nie wiem. Ale ad rem)
- jeśli w okienku poniżej jest już Państwa nick, to można bez stresu napisać komentarz i od razu publikować
Opcja II
Ci z Państwa, którzy nie posiadają ani bloga na blogspocie, ani konta gmail, chcąc opublikować komentarz powinni:
- rozwinąć pasek w okienku po prawej, w tym, w którym jest napisane KONTO GOOGLE, znaleźć ANONIMOWY i kliknąć, żeby w okienku się na anonimowy przełączyło.. Następnie trzeba napisać komentarz, kliknąć opublikuj. Pojawi się nowe okienko. Należy w nim znaleźć kwadracik - nie jestem automatem, czy jakoś tak, kliknąć, potem przepisać wygenerowany kod i po prawej kliknąć w zweryfikuj. Jeśli wszystko jest ok i system nic nie powie, kliknąć na końcu opublikuj. Uwaga, jeśli komentujecie Państwo z anonimowego konta, należy pamiętać, żeby napisać, kim się jest, bo w komentarzach wyskoczy "anonimowy".
Pozdrawiam Redaktor Obsesja