Niedawno w Krakowie, w wysiedlonej i przeznaczonej do remontu kamienicy, zawaliły się schody. Nie wiadomo, dlaczego i kto zezwolił na otwarcie tam aż trzech dyskotek. Sprawa przycichła po jakimś czasie.
A oto moja, całkiem wymyślona wersja tego wydarzenia... :)
W sąsiedniej kamieniczce umieściłam malutką kawiarenkę, na wzór Fafika (kto pamięta?).
Bandzior o ksywce Fabio stanął przed szklanymi
drzwiami małej kawiarenki przy ulicy Wielopole. Przeczytał dokładnie wywieszkę, od której do której, w
niedziele również i z obrzydzeniem wytarł sobie kurtkę na ramieniu jednorazową
chusteczką. Pieprzone ptaki sraki – pomyślał. Chętnie wystrzelałby je
wszystkie, te wrzeszczące gawrony na Plantach. Ale po pierwsze: tak pojedynczo to mógłby sobie strzelać i
strzelać, trafiłby kilka, a reszta by uciekła. Po drugie: jego misja miała być
dyskretna i tajna, więc strzelaniem z broni automatycznej typu vz. 61skorpion - po gałęziach, niewątpliwie
zapewniłby przechodniom niezłą atrakcję. A ptaki-sraki i tak na pewno niedługo
wróciłyby na drzewa. Podobno na szczęście
- prychnął. Jemu szczęścia własnego wystarczy. Zapamiętał sobie, żeby
więcej tamtędy nie chodzić. Woli przelecieć całe planty dookoła, niż dać się
znowu… Westchnął chrapliwie, ponieważ był mocno napakowanym, niskim facetem i
rozbudowane ramiona nie chciały mu się ułożyć równo po bokach klaty. Takie noszenie
ich pod kątem trochę go męczyło. W
dodatku broń uwierała go w krzyże, bo wzorem swoich filmowych idoli wepchnął ją
sobie z tyłu, za pasek spodni. Paska jako takiego nie posiadał, miał na sobie
dżinsy, które za cholerę nie chciały tej broni utrzymać w jednym miejscu.
Wiecznie się przesuwała w dół. Dobrze, że ubrał ciasne elastyczne bokserki,
zapobiegające obsunięciu się giwery. Pistolecik był niewielki - choć
strzelający seriami - więc powinien grzecznie sobie za tym hipotetycznym
paskiem siedzieć. Fabio bardzo go lubił, a nawet kochał jak najcudniejszą
zabawkę i dlatego nosił przy sobie – trzeba czy nie trzeba. Teraz w zasadzie
nie było to konieczne, ponieważ dostał zlecenie wywiadowcze. Dostał je od dawnego kumpla z
siłowni, gdzie przez lata obok siebie ćwiczyli mięśnie. Pracował dla niego już koło pięciu lat! Gość robił w porwaniach i wymuszaniu okupów, o czym
wiedziało niewielu, ale wielu się domyślało. Fabio sam się do niego te pięć lat
temu zgłosił, ponieważ życzył sobie zarabiać jak najwięcej kasy w jak
najkrótszym czasie i uważał, że fach ma w ręku. Zleceniodawca miał kontakty,
podobnież był niezweryfikowanym milicjantem a może nawet pracownikiem dawnej
Służby Bezpieczeństwa. Fabio w to nie wnikał, ważne było, że za dobrą pracę
dostawał dobrą płacę. Referencje miał bardzo dobre, te z poprawczaka. Oprócz
tego parę niewykrytych przestępstw, którymi się przyszłemu pracodawcy
pochwalił. Dotychczas „współpracowali” przy kilkunastu sprawach, a całkiem
ostatnio porwali córkę pewnego niebiednego przedsiębiorcy, zainkasowali okup i
dziewczyna w miarę cała i zdrowa wróciła do domu. Trochę tylko przestraszona,
bo przez tydzień siedziała w lesie, w starym bunkrze, nieco tylko przystosowanym do
mieszkania. Znaczy do zamykania. Nawet nikt nie musiał jej pilnować, bo i tak
nie miała szans na ucieczkę. Na swoje i córki szczęście tatuś policji nie
zawiadomił, tylko grzecznie przyniósł kasę w zębach. Gdyby zawiadomił, pierwszy
oczywiście dowiedziałby się o tym Szef. O tym, że jego Szef miał na sumieniu
dużo gorsze grzechy, Fabio nie życzył sobie wiedzieć. Marzył o wielkiej sławie najlepszego killera w
okolicy, a z drugiej strony nie wolno mu było się zdekonspirować . Szef, najważniejszy gość na świecie, jego idol, jego
guru niemalże!
Fabio nie rozstawał się prawie ze swoim najdroższym skorpionem i
czasami go używał. No, do straszenia. Ale gdyby… Jako absolwent poprawczaka
znał życie od najgorszej strony i taka rzecz jak sumienie niespecjalnie
istniała w jego ubogim słowniku. A poprawczak zaliczył za udział w zbiorowym
gwałcie. Oj tam, zaraz zbiorowym. Trzech ich raptem było, on najmłodszy. Nic w
zasadzie takiego lasce nie zrobili, sama się wyrwała z rykiem i zakrwawiona,
prawie goła wyskoczyła na szosę. Na szczęście nic akurat nie jechało, więc Fabio pierwszy ją dogonił i w rozpędzie
pchnął w plecy. Poleciała na twarz i już tak została. Od tego czasu Fabio
wiedział, jak łatwo jest zabić człowieka i jak łatwo się z tego wywinąć.
Pozostałą edukację odebrał ze szczegółami w zamkniętym ośrodku dla młodzieży do
lat dwudziestu jeden.
Przeczytawszy
dokładnie tabliczkę na drzwiach, wszedł do lokalu i znalazł się w ciemnym,
niedużym pomieszczeniu. W pierwszym momencie niczego nie zauważył, po wejściu z
jasnej ulicy, gdzie kwietniowe słońce dawało mocno po oczach - udając, że idzie
wiosna. Wydawało mu się, że widzi tylko ciemność. Postał w miejscu i powoli jego
wzrok wyławiał z wnętrza nieruchome obrazki: nieduży bar ze śmiesznym
ekspresem, drewniane, oszklone maleńkie półki z alkoholem, kilka malutkich
stolików i krzesełek trójkątnych – chyba dla przedszkolaków – pomyślał. W
dodatku krzesła siedziska miały uplecione
ze sznurka…
Zauważył
faceta za barem, który zapytał z uśmiechem
- Kawusia dla
pana?
- Kawusia,
może być – odparł.
- Coś
jeszcze? – Drążył barman.
Co się tak
czepił! Jak nie zamówię, to jeszcze mnie zapamięta, niby że skąpy jestem!
Rozejrzał się – kilka osób obecnych przy stolikach coś tam jadło i popijało.
Pomyślał i przypomniał sobie.
- Martini
poproszę. No, z kostką lodu i … i… plasterkiem cytryny – powiedział na luzie.
- Oczywiście,
już się robi! – odpowiedział chudy barman i wskazał mu wolny stoliczek. Fabio
spróbował usiąść na sznurkowym stołku, zmieściło mu się pół pośladka, więc
udał, że siedzi wygodnie i przybrał zblazowaną minę, choć najpierw musiał
syknąć, bo giwera ugryzła go w drugi półdupek. Przyrzekł sobie, że na drugi raz
bez kabury się nie ruszy! Będzie udawał, że jest taki gruby i już. Dostał
kawusię w maleńkiej filiżance, dostał coś w wysokim kieliszku z parasolką i już
chciał zareklamować, że żadnej parasolki nie zamawiał. Lecz przypomniał sobie w
porę, że ma się nie rzucać w oczy.
Siedział tak
połową człowieka, siorbiąc Martini, w czym uporczywie przeszkadzała mu
parasolka, pakując się do oka za każdym razem, kiedy unosił kielich. Wreszcie
wyjął ją i wrzucił pod stolik, kiedy nikt nie widział. Kawę wypił jednym
łykiem, nie będzie się pierniczył z naparstkiem.
W tak
niewygodnej pozycji zaczął rozmyślać.
Zleceniodawca
kazał mu dokładnie zbadać sytuację. Kto i gdzie sypia w domu, jakie są wejścia
i wyjścia, którędy można uciekać w razie czego i jeśli ktoś mu przeszkodzi, ma
zlikwidować. Tylko dyskretnie. Ale najlepiej nie teraz, akcja musi być dobrze
przygotowana, Pojedzie kilka osób, najlepiej w nocy, a on, Fabio, ma zrobić
rekonesans. Co zrobić? - Nie zrozumiał. – Sprawdzić wszystko! Kto kiedy
wychodzi, którędy i po co, obadać cały dom i w ogóle. Kasa będzie dopiero po
udanej akcji. Może nawet premia, jak zasłuży.
Napakowany
Fabio siedział i zastanawiał się, co zrobić. Popytać barmana nie może, bo to
się wyda podejrzane. Znowu westchnął chrapliwie ściągając na siebie spojrzenia
wszystkich bez wyjątku gości, więc podniósł się i udał do toalety. Znowu dla
karłów! – Pomyślał. Ale pisuar mu się spodobał, nigdy jeszcze takiego nie
widział. Odwrócił się i od razu przestraszył, bo pisuar jakby ożył, zahuczał i
sam spuścił wodę! Zieloną! O, ja cię! Podszedł jeszcze raz, z pisuaru zapachniało
fiołkami, ale woda nie poleciała, mimo że nawet zajrzał do środka. Chciał
ponownie nasikać, ale przypomniał sobie, że nie po to został tutaj przysłany,
zresztą akurat mu się nie chce. Odwrócił się, zrobił krok ku wyjściu i woda
znowu poleciała. Pokręcił głową z podziwem, rozejrzał się i wyszedł.
Wyszedł
również z lokalu, po zapłaceniu należności, naturalnie. Wczesnowiosenne słońce
znowu go oślepiło, ale wcale nie grzało. Nadal było zimno, zwały czarnego
śniegu nie dawały miejsca chodnikowi. Okręcił się swoją obszerną kurtką i oko
mu padło na sąsiednią kamienicę, kolorowo zachęcającą do wejścia. Automaty,
dyskoteki i inne atrakcje. Pomyślał, że to może być ważne dla sprawy. W końcu
zleceniodawca kazał mu sprawdzić wszystko. Wszystko!
Przy
automatach Fabio spędził kilka godzin, donosząc sobie tylko piwo. Nawet nie
zauważył, że zaczęła się już dyskoteka. Dopiero huk głośnika prosto w ucho
uświadomił mu, co się dzieje. Był już lekko pijany, przegrał prawie wszystkie
pieniądze, broń uwierała go w tylną miednicę, poszedł więc potańczyć. Zmęczony
okropnie przysiadł na cudzym krześle i przespał się chwilkę. Kiedy się obudził,
przypomniał sobie, po co tam jest! Miał przygotować akcję, miał zarobić! Wstał ociężale kierując
się w stronę wyjścia. Lecz jakoś tego wyjścia znaleźć nie umiał. Ciemno było,
okna zasłonięte, tylko te cholerne kolorowe migacze! Zauważył drzwi - jedynie
dzięki temu, ze właśnie weszła nimi liczna grupka gości. Poszedł tam i znalazł
się na schodach. A właściwie na ostatnim podeście, skąd do góry już schodów nie
było. Wydedukował więc, że powinien udać się w dół. Schody lekko zachwiały się
pod jego ciężarem, ale nie zwrócił na to uwagi i twardo pchał się na dół. Parł
jak czołg i nie zauważył, że za nim cichutko skrada się jakiś wysoki mężczyzna…
Fabio zauważył, że z tym schodzeniem troszkę
przesadził, kiedy znalazł się w piwnicy. Poznał to po niepomalowanych cegłach i
śmietnisku pod nogami, bo z niezasłoniętego malutkiego okienka sączyło się z
zewnątrz jakieś światło. Całkiem nie o to mu chodziło, żeby zwiedzać piwnice,
więc odwrócił się i o mało się nie zderzył z wysokim gościem. Wypity alkohol i
zmęczenie spowolniły nieco jego spostrzegawczość i myślenie i początkowo się
przestraszył. Wrzasnął wobec tego
- Co jest,
gościu!?
- Nic nic,
propozycję tylko mam… jeżeli masz pieniążki…
Facet był
młody, chudy i nawet w panującym półmroku Fabio zobaczył w jego oczach
narkotyczny głód. Znał to, znał bardzo dobrze.
- Spadaj,
bracie, nie daję kasy żebrakom! – wkurzył się.
- A… ale… ja
nie żebrzę… przysługę ci chciałem… - nie dokończył, bo wściekły Fabio wygrzebał
właśnie spod paska, a ściślej z
obcisłych, elastycznych bokserek swój pistolet i wycelował w niego.
Człowiek
chciał uciekać, odwrócił się, ale Fabio, który w poprawczaku znienawidził
homoseksualistów nie wytrzymał i jedną ręką, nie celując, puścił za nim serię.
Facet padł na ziemię, maksymalnie wściekły Fabio walnął jeszcze seryjkę po
piwnicznym suficie i w tym momencie stało się…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dla tych z Państwa, którzy mają problem z opublikowaniem komentarza, napisałam kilka wskazówek technicznych. Proszę zjechać niżej na stronę i przeczytać - UWAGI TECHNICZNE